Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Semko Tom II.djvu/186

Ta strona została uwierzytelniona.

drzwi na pół otwarte. Potem nie siadając już zbliżył się do Spytka, okiem pytając Dobiesława...
— Słyszeliście już co od niego?
— O czem? — żywo odezwał się niespokojny Spytek.
— O naradzie wczorajszego wieczora.
— Ale ja nic nie wiem — z wielką niecierpliwością rzekł gospodarz — pan Dobiesław nie mówił mi nic.
— Nie miałem czasu — odparł stary powolnie — zakrzyczeliście mnie tym Semkiem.
Spytek z natężoną ciekawością przybliżył się do Jaśka z Tęczyna.
— Dla naszej przyszłej królowej — rzekł cicho — męża nam rają.
Gospodarz rozśmiał się.
— A! już! — zawołał — to trochę zawcześnie. Gdybyśmy ją mieii!
Kasztelan zwolna, spokojnie, jak był zwykł rozpoczął opowiadanie, którego młody pan słuchał z uwagą wielką. Twarzyczka jego chmurzyła się, posępniała, marszczyła, wyrażała zdziwienie, a gdy Jaśko dokończył, pomimo popędliwości swej, Spytek nie zebrał się na żadną odpowiedź. Myślał i widać było, że z tym wnioskiem tak nowym a niespodzianym oswoić mu się było trudno. Może on burzył jakieś osnute