Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom III 026.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   22   —

ma, po nad samą wjazdową drogą, którą książę przeciągał stał tak zamknięty i zabity szczelnie, jakby w nim wymarło wszystko, lecz ktoby był zajrzał do środka po nad wysokie z dylów grubych parkany, zobaczyłby przez szpary przypatrujących się pochodowi a drżących, bladego Juchima targającego rzadką brodę siwą i bledszego jeszcze Mierzwę, trącego niespokojnie twarz ściągniętą trwogami i troską. Oba milczeli, jakby się lękali wydać głosu, by ich nie zdradził.
Z nich dwu Juchim jeszcze się zdawał odważniejszy, Mierzwa choć męztwa sobie dodawał popijając potrosze, choć się krzepił na duchu filozoficznemi argumentami, chwilami zimnym oblewał się potem.
Wśród tych co z Kaźmierzem przeciągali poznawał ludzi których sądził. Juchim liczył tych których odzierał i mękami zmuszał do oddania ostatniego grosza. Wszystko to teraz zwycięzkie zapanować im miało!
Poprzeciągały już oddziały, zdala słychać było tylko huki, wrzawę, wołania na zamku i dzwony, a w mieście tłumne okrzyki — na gościńcu pusto już było, a oni stali jak wkuci i patrzali jeszcze.
Juchim w orszaku dojrzał po za księciem jadącego Stacha, zdziwił się mocno i pomyślał.
— Winien mi grzywny, ja mu się ich nie-