Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Stach z Konar tom II 208.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.
—   204   —

Biskupa przecherę dawniéj potrzeba było uwięzić.
— Mieszku, bracie! — przerwał Kaźmierz gwałtownie. — Biskupa! Pasterza! abyś wszystkich duchownych i Rzym oburzył na siebie! Duchownego tknąć!
Mieszek szydersko, gorzko się uśmiechnął.
— Chcesz abym ja im dał u siebie, obok siebie, nad sobą panować? Ani ja, ani ty, ani nikt panem nie będzie, póki Biskupi z nami na równi siadać nie przestaną. Dumę ich trzeba ukrócić. Pierwszemi sługami być muszą, nie więcéj.
Pobladły ze wzruszenia i trwogi, Kaźmierz z błaganiem zbliżył się powtórnie do brata.
— Bracie! pomstę Bożą ściągniesz na siebie! — wykrzyknął.
— Ja się do ich ołtarza nie mięszam, ani Gedkowi księży święcić, ni mszy odprawiać nie bronię, ale wara im mięszać się do spraw moich i chcieć stawać sędziami nademną!!
— Słudzy Boga! Bóg stoi nad nami! — przerwał Kaźmierz.
— I jam téż nie bez Boga — zawołał Mieszek — wiesz żem zakonników sprowadzał, osadził, nadał im włości i ubogacił na Chwałę Bożą. Imię Pańskie niech się święci na niebie i ziemi, ale ład musi być na niéj, a gdzie dwu panów tam żadnego, gdzie nas dwu tam wojna wieczna!