Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Strzemieńczyk Tom II.djvu/027

Ta strona została uwierzytelniona.

Pasterz nasz, rada królestwa tego wezmą w ręce sprawę i rozstrzygną... Idźcie spokojni...
Panowało milczenie czas jakiś, ale zdala powtórzyły się krzyki. Natenczas Grzegorz z Sanoka zwrócił się do Hocza.
— Pomnijcie wy, Przedborzu, że za wszystko odpowiadać będziecie, za ten ból i srom, jaki uczyniliście królowi, za to, cokolwiek się stanie, wyście lud ten podburzyli...
— Nie ja, ale niesprawiedliwość, ale krzywda! — przerwał Hocz.
— Wy — powtórzył Grzegorz — wy, bo zamiast w dziesięciu przyjść z pokłonem do tronu prosić o wysłuchanie, zebraliście tłum i chcecie ją wymódz siłą.
— A cóż będzie gdy na siłę pójdzie siła!
Hocz stąpał z nogi na nogę, biskup Zbyszek korzystając z chwili milczenia, odezwał się z powagą.
— Idźcie w pokoju do domów! kapłańskiem słowem mem, w imieniu króla zaręczam wam, iż sprawę waszą rozsądziemy wedle prawa Bożego i ludzkiego.
— Do domów! — powtórzył Grzegorz z Sanoka.
Hocz stał jeszcze, gdy chwilę upojony tłum, zwolna się rozstępować zaczął, szeptać między sobą i cofać.