Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski-Syn Jazdona tom 1 070.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

z nim borykał, tłukł, bił, aż najczęściej i sam się pokaleczył i jego zamordował.
Pokąsał go pies podrażniony, to go za gardło chwycił i zdusił.
Bali się go we dworze jak ognia, a mało było takich, coby śladów igraszek nie nosili na sobie.
— Rycerzem ci nie być chyba zbójem! — mruczał Wojusz.
Pawlik ramionami trząsł.
— Albo ja wiem czem będę? — odpowiadał śmiejąc się, — będę takim co rozkazuje. Mnie jedno czy z konia, czy ze stołka, czy z pod ołtarza.., bylem nikogo nie słuchał, a za łby wodził drugich...
Wojusz kręcił głową.
— Biskupi też rozkazują, jak i książęta, — mówił szydząc zeń, — łatwiej zostać biskupem niż księciem... Chce ci się widać plechy na głowie i pierścienia, a co naówczas będzie z dziewczętami, na któreś tak łasy?
Pawlik pogardliwie się uśmiechał.
— Czem ja będę? — wołał do mnie[1], — ani ani[2] ja wiem, ani twoja głupia głowa odgadnie... To pewno, że zginąć zginę a słuchać nie myślę, bo mi karku nikt nie ugnie.

Takiego to wychowanka miał na krwawą wojnę prowadzić Wojusz, który się doń przywiązał i żal mu go było puszczać samego. Wie-

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – dumnie.
  2. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powtórzone ani.