dach. Śpieszyć się nie potrzebował Bajbuza, swobodnie więc, stanowniczego przodem śląc posuwał się dalej.
Po drodze, ponieważ mało uczęszczanym jechali gościńcem, nie spotykali prawie nikogo, do dworów nie lubił zajeżdżać rotmistrz.
W Lublinie stanął odpocząć, spodziewając się tu spotkać może z kim ze znajomych dawnych. Znalazł w istocie starego Mroczka, niegdy rycerskiego człeka, ale teraz więcej siedzącego przy kubkach za stołem, niż na koniu, i rozpowiadającego tylko o dawnych swych czynach przesławnych. Od niego dowiedział się, że hetman w Zamościu na nowym zamku był, a na gościach mu nie zbywało, bo się do sejmu gotowano gorąco.
— O! będziecie mieli tam i na co patrzeć i czego posłuchać — rzekł mu Mroczek — a hetman was przyjmie serdecznie, bo o swoim żołnierzu pamięta.
Z natężoną ciekawością jechał Bajbuza do Zamościa, powziąwszy już wielkie wyobrażenie o tem mieście jak grzyb z ziemi nagle wyrosłem, ale to co tu zobaczył, przechodziło wszelkie spodziewanie. Miasto w znaczniejszej części murowane, z domami i kamienicami piętrowemi, wspaniale się wznosiło kurtynami zamknięte, warowne, potężnemi bramami i basztami opatrzone. Kilka kościołów, zamek nowy, cekhauzy, ratusz,
Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 02.djvu/082
Ta strona została uwierzytelniona.