Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Bajbuza 03.djvu/159

Ta strona została uwierzytelniona.

co mogła, i zrozpaczony potem gotów był przyjąć pośrednictwo, nie wiedząc co czynić.
Jejmość zaś jak w pierwszej chwili oświadczyła się z gotowością do podróży, tak trwała w tem. Szczypior ofiarował się jej sam towarzyszyć. Obojgu im zdawało się, że jednej godziny do stracenia nie było, jejmość więc natychmiast się wybierać poczęła, a chorąży do Nadstyrza po woźniki, kolebkę i ludzi popędził, chcąc aby jak przystało wystąpiła i w drodze miała wygodę.
Przygotowania odbywały się z takim pośpiechem, iż nazajutrz spłakana Spytkowa mogła ze swą towarzyszką już siąść do kolebki, a Szczypior we dwadzieścia koni ciągnął za nią. Wprost tak wyruszyli do Zamościa. Bajbuza tymczasem, z którym Janasz węgrzyn obchodził się jak z jeńcem wojennym i z oka go na chwilę nie spuszczał, tak że nad śpiącym straż stawiał z gołym mieczem, doprowadził go wreście do Lanckorony. Tu, do osadzenia w wieży przywiezionego od wojewody więźnia, nie pytając kto był, nie robiono najmniejszej trudności. Więzienie dolne było natenczas puste, do niego więc wtrącono Bajbuzę, nimby obmyślano, gdzie i jak go potem umieścić. A że w Lanckoronie oprócz burgrabi nad zamkiem starszego nie było nikogo, ten zaś wojewody się lękał jak ognia,