Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/057

Ta strona została uwierzytelniona.

— Senatorowi wstydu nie zrobi — mówiła — ani twarzą, ani główką. Drugiej takiej mi nie pokaże, ani Warszawa, ani Kraków. Jeżeli Giżanka się może swatać za szlachcica, to cóż mówić o mojej? a bez posagu też nie będzie, bo i kamienica cóś warta i pod poduszkę znajdę co wetknąć!
Tymczasem z własnego doświadczenia wiedząc, jak w młodości łatwo się głowa zawraca, pilnowała dziecka, jak oka w głowie. Rzadko nawet pozwalała wychodzić na miasto i to nie inaczej, jeno z sobą. Z domu się oddalając, Bertoni pozostawiała na straży istnego cerbera, starą Włoszkę. Ta, z obawy, aby tu kawałka chleba nie utraciła, nie odstępowała na krok pięknej Bianki, której wdzięków sława szeroko się już rozchodziła.
Po powrocie ex kardynała z Rzymu jeszcze był sekularyzowany królewicz w Tarczynie, gdy Bertoni, nająwszy wózek pobiegła go tam odwiedzić. Czy mu ten gość bardzo był miłym? trudno odgadnąć, ale przyjąć go musiał, i Salomea przez cały dzień tu pozostała, wysypując ogromny zapas plotek, jakie z sobą przywiozła. Spodziewała się zapewne po wdzięcznym królewiczu więcej, niż on mógł i chciał dla niej uczynić, bo wcale potem z niego nie okazywała się zadowoloną. Jan Kazimierz próżno podobno się tem tłómaczył, że