Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

nań oczyma — i okrzyk radości wyrwał mu się z piersi.
Spojrzał na Dyzmę.
— Bóg zapłać — zawołał — idź spocznij.
Wtem starosta się już cisnął i z podziwem ujrzał rozpromienioną twarz pana.
Kazimierz wysoko podnosił w ręku list brata.
— A co? — krzyknął — na nic się ja nie zdałem? hę? Potrzebuję nianiek? Widzisz, bez ich pomocy, o własnej sile, porozumiałem się z Karolem.
— Tak, winszuję w. król. mości — odparł Butler — ale co prawda, to prawda. Krok to był bardzo szczęśliwy, a jednak gdyby nie przygotowały ks. Karola zabiegi kanclerza i królowej...
— Dajże mi pokój, to przecie raz mój własny tryumf — wtrącił król.
— Którym jednak podzielić się trzeba z Radziwiłłem i królową, aby ich nie zrazić.
— Ja się chce od nich wyzwolić! — przerwał Jan Kazimierz — nie dawaj mi nauk.
Zamilkł Butler.
Wybryk samowoli i okaz własnej siły był już nieunikniony; starosta przewidywał jego skutki, lecz znał pana swego, któremu w pierwszej chwili takiego rozgorączkowania sprzeciwiać się było