Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 01.djvu/185

Ta strona została uwierzytelniona.

tany. Ślubu jeszcze nie wziąłem, a w niewoli już jestem. Co to będzie dalej?
Starosta nie odpowiadał.
Nawoływanie do wojny, która królowej zdawała się jednym środkiem wybawienia — przycichać zaczęło. Namówiono króla, aby, na czasie zyskując, listy wysłał do kozactwa — a te napozór poskutkowały. W istocie zaś Chmiel się potrzebował zorganizować i tłumy motłochu ująć w jakieś ckarby — pozyskać sobie Tatarów i kto wie jeszze jakich spodziewanych sprzymierzeńców.
Kozacy wołali głośno, iż pofolgowali Rzeczypospolitej, ulegając prośbie króla.
Można sobie wystawić, jak ta prośba szlachcie smakowała, która obruszała się na motłoch — chociaż nie śpieszyła przeciwko niemu. Mazurowie szczególniej uspokoić się nie mogli, na gwałt dopominając się indagacyi i ukarania zbiegów piławieckich.
Ciężkie warunki jakie nakładało, Kozactwo, ze swej strony niedając żadnej rękojmi pokoju, kazały przewidywać, że krwawo jeszcze będzie rozstrzygać się ta sprawa, w której Chmiel z czernią, daleko pewniejsi byli sprzymierzeńców i sojuszników, niż osamotniona Rzeczpospolita.
Nikt tu przyszłości nie widział jasno, zaślepiała