Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 02.djvu/214

Ta strona została uwierzytelniona.

posunął się dalej i z panią wojewodziną lubelską począł wesołą pogadankę.
Szczęściem, w czasie tego epizodu podkanclerzego jeszcze nie było w klasztorze, ale jejmość pewną była, że mu doniesionem będzie, iż król z nią dłużej nieco rozmawiał. Radziejowski późno się tu zjawił, około nuncyusza i królowej naprzód zabawiwszy nieco, poszedł witać innych znajomych, a gdy naostatek przyszedł do żony — szepnął jej szydersko do ucha, że winszuje łaski królewskiej.
Z oburzeniem ruszywszy ramionami, podkanclerzyna nic nie odpowiedziała.
W domu Radziejowski wznowił o tem rozmowę i zyskał tylko odprawę pogardliwą. Rozeszli się, jak zwykle, podrażnieni.
O naznaczonej godzinie podkanclerzyna czekała już na przybycie króla u Sapieżyny, od wczora jeszcze rozgorączkowana, płacząca, naprzemiany to odgrażając się na męża, to biadając na los swój nieszczęśliwy.
— Mój Adam mnie rozpieścił — mówiła — i ja, którą on na ręku nosił, com była panią i królową, której słuchano skinienia, dziś — dziś mam być w mocy takiego człowieka bez serca, bez sumienia, bez czucia! Możeż być los okropniejszy!
Księżna próżno starała się ją utulić i pocieszyć — podkanclerzyna exaltowała się swem nie-