Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/160

Ta strona została uwierzytelniona.

króla i na pokojach mówiło, przesyłali; ale miał takiesame doniesienia ze wszech stron, z Wiednia nawet i Rzymu.
Poznali ci, co wierzyć temu dotąd nie chcieli, iż on, prostaka udający, człek, który pijanym się czynił, nic nie rozumiejącym, a chłopstwem się przyodziewał, jak maską, chytrzejszym daleko był, niż ci, co z nim mieli do czynienia.
— Polityką go zażywać — rzekł biskup — nie pora, bo on w niej bystrzejszym jest, niż my może: orężem trzeba pokonać, inaczej nigdy z nim końca nie będzie.
Opiewano zwycięztwo, a złym ono było najmilsze, bo je zaraz tegoż wieczoru spożytkowali.
Roiło się pod namiotami Dębickiego, u Kazimirskiego i innych naczelników szlacheckiej zmowy, a jedno hasło brzmiało wszędzie:
Finis laborum! do domów! do domów. Niech hetmani kiedy chcą z komputowymi ich ścigają, my nie pójdziemy.
— Nie pójdziemy! — powtarzała szlachta — mamy dosyć: Kozactwo pobite. Nauka nie pójdzie w las, a myśmy się dosyć wycieńczyli dla Rzeczypospolitej.
— Do domów!
Królowi z początku nie donoszozo o tem, aby mu radości dnia tego nie psować, ale nazajutrz