Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/165

Ta strona została uwierzytelniona.

znamy. Nie jest to Tatarzyn, który źwierzęcą kupą i jakby trzoda wilków napada, a odegnany pierzcha bezładnie; jest to lud wytrwały, chytry, przebiegły, mściwy, a swobodę swą kochający tak, jak my naszą szlachecką miłujemy. Chcemy ich pożyć: złamać musimy, a ta kupka porażona niczem jest; dziesięć kroć tyle jutro stanie pod bronią, gdy im tylko tchnąć damy, i pójdą — wieszać, ścinać, na pal wbijać, wnętrzności wydzierać dawnym panom, bo Chmiel im swobodę i panowanie obiecał; poddadzą się Moskiewskiemu, zaprzedadzą Turkowi, zwiążą z Tatarem, duszę zapiszą szatanowi, byle nas pognębić mogli... Kijowa się domagają, jutro będą Rusi całej, a pokażą jej granice w samem sercu Rzeczypospolitej. Chłopstwem ich zwiecie: spójrzcież w te pisma, które z całego świata do Chmielą słano i ślą, jako to chłop nad statystów naszych, bo i do Szwecyi umiał trafić i gdzie tylko nieprzyjaciela na nas mógł zbudzić. Szwed, Rakoczy, Moskwa, Turek, — wszystko im dobre przeciwko nam, a w tej godzinie, gdy największe grozi niebezpieczeństwo, szlachta do domów się wybiera spoczywać!
Westchnął.
— Bóg ją zaślepił.
Radziejowski, słuchając, wąsa pokręcał. Rada