Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Boży gniew 03.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

Piorunem się to rozeszło do wieczora po obozie, że król od Kozaków pieniądze wziął. Powtarzano owe 300,000.
Najpoczwarniejsza potwarz taka u tłumu znajdzie wiarę, zwłaszcza, gdy mu posługuje.
Tegoż dnia doszło to do uszów Potockiego i Kalinowskiego. Koniecpolski, któremu doniesiono, że Radziejowski to powtarzał i roznosił, nierozważnie poleciał wprost do króla, gdy inni chcieli przed nim utaić.
W szlachetnym panu chorążym kipiało wszystko na samą myśl, iżby wysoko położony, do osoby panującego zbliżony dygnitarz, śmiał i mógł być tak niegodziwym potwarcą.
W gniewie się nie mogąc pohamować wpadł do namiotu Koniecpolski. Król już i tak chodził przybity, czekając rychło li obóz zwiną i ruszyć się będzie mógł. Twarzy zmienionej gościa uląkł się Jan Kazimierz i podszedł z zapytaniem:
— Cóż znowu się stało? klęska jaka!
Z załamanemi rękami Chorąży począł swe oskarżenie, w najgwałtowniejszych wyrazach. Zbladł król, słuchając, i zadrżał, lecz wnet odzyskał pozorny chłód i rezygnacyą.
— Wiem, że podkanclerzy do wszystkiego jest zdolnym — rzekł — lecz sądziłem go rozsądniejszym; bo taką baśń ukuć może tylko człowiek, co