Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 01.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.

gach, na poważnych rozmowach, często na nużących sporach, bo codzień sprawy, a nieraz gorzkie przychodziły; pod koniec więc dnia, przy jedzeniu, gdy błaznowano około niego a trefnisie do śmiechu pobudzali, choć tem się mógł cokolwiek rozweselić i wypocząć.
Niejeden poważny człek, choć niebardzo mu się śmiać chciało, znając to usposobienie biskupa, silił się aby błaznować; ale na dworze było dwu i obaj szlachcice, tylko że się do swych szczytów i nazwisk nie przyznawali, którzy obowiązki dworzan pełniąc, choć błazeńskich cepów i dzwonków nie nosili, pełnili funkcye ich.
Zwano jednego kołkiem a drugiego Sroką, ale to były przezwiska nie imiona, o które nawet Kołkowie z Czeluśnicy, szlachta, gniewali się na pierwszego.
Kołek był mężczyzna słuszny, chudy, gibki, zręczny, średnich lat, i nie do wiary ale prawda, z natury swej człek ponury, tetryk, który gdy sam na sam z sobą pozostał, siedział mało nie płacząc, a gdy błaznował równego mu nie było.
Potem się zamknąwszy w izbie, gdy służba przeszła, przystępu do siebie nie dawał. Zły bywał. A czasu obiadu lub wieczerzy przed biskupem i słowem i ruchami i twarzą, którą wykrzywiać umiał jak nikt, najsmutniejszych do śmiechu serdecznego pobudzał.
Sroka mały, okrągły jak baryłka, ani rozumu tyle co pierwszy, ani dowcipu jak on nie miał, ale złość i zgryźliwość okrutną. Nie darował nikomu.
Podpatrywał wszystkich, szpiegował, tropił i miał największą przyjemność, gdy mógł publicznie zawstydzić i upokorzyć; ale wiedział kogo zażyć, nie zaczepił nigdy tych, co u biskupa w łaskach byli, a jeżeli się im dostało, to tak lekko, że gniewać się nie mieli za co... niemiłych zaś panu ścigał nielitośnie, a i swoim osobistym nieprzyjaciołom nie przebaczał.