Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Jaszka Orfanem zwanego żywota i spraw pamiętnik 03.djvu/134

Ta strona została uwierzytelniona.

przyjaciół ja więcej się dorobiłem przez długie panowanie, niż druhów. Na jednej Litwie serce mam.
Tak z naprawy samego króla wyjazd na wojnę Olbrachta postanowiony został. Pierwszego dnia, gdy się to rozeszło po dworze, po mieście, jedni wierzyć nie chcieli, drudzy biegli, aby się do dworu Olbrachta zaciągnąć. On sam, gdy raz w nim ta myśl już się przyjęła, wziął ją ze zwykłą sobie gorącością i uporem do serca.
Nie myślał, nie mówił tylko o tem. Urósł w chwili i sam poczuł, że mu to dawało znaczenie, którego nie miał.
Wesół, szczęśliwy, dwa razy mi powtórzył żartobliwie:
— Ślepej kurze się ziarnko udało znaleźć, wszak to ty pierwszy mi myśl poddałeś.
Chciałem i ja królewiczowi towarzyszyć i poszedłem prosić o to Kaźmirza.
— Potrzebnym mi tu jesteś — odparł chmurno — nie odpuszczę cię. Czterdzieści kilka lat z okładem już masz, na wojnę nie chodziłeś, zostaw to młodym. Zdasz mi się tu.
Gdy król raz co powiedział, wypraszać się u niego sposobu nie było, musiałem z tem zostać, choć mi bardzo markotno było. Prosił Olbracht za mną, odparł zimno.
— Masz dosyć ludzi, a mnie Jaszko potrzebny. Drugim nie zawsze zaufać mogę.
Tak pierwszą swą wyprawę rozpoczął królewicz z wielką ochotą i sercem takiem, że ono zwycięztwo rokowało.
Dobór pułków, ludzi, dowódzców był najtroskliwszy; ręczyli też starsi królowej, że nie dopuszczą, aby Olbracht miał być w niebezpieczeństwie i czuwać będą nad nim.
Gdy raz już postanowiono ciągnąć, nie miał królewicz chwili spoczynku, tak mu było pilno. Gorzał poprostu i rwał się. Po tej wrzawie przy wyborze na wojnę, kiedy wyciągnęli wszyscy na granicę, gdzie Tatarów mieli ścigać, nastąpiła straszna cisza.