Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/077

Ta strona została uwierzytelniona.

Ona opowiadać zaczęła, ojciec milczał, powiedziała wszystko, jak się poprawił, jak się widują, nawet szepnęła coś o przywiązaniu, o losie przyszłym, o jego zamiarach. Potém zarumieniła się, wstała, wróciła, dorzuciła jeszcze słów kilka i czekała niespokojna. A ojciec stary milczał długo i coraz ciężéj oddychał.
— Słuchaj — odezwał się nareszcie — jesteś cnotliwa, Bóg ci twoję cnotę wynagrodzi. Ten człowiek, to szatan, on nie jest dla ciebie, tyś nadto dobra dla niego, on się nigdy nie poprawi, on tylko pod skórą owczą chciał ciebie uwieść, nie widuj go więcéj pod mojém błogosławieństwem, Maryo! Słuchaj mię, ja-m stary, mijaj, kiedy przechodzi, uciekaj, kiedy się zbliża. Znałem takich ludzi: zbrodniarz się skruszy, rozpustnik nigdy. Jego skrucha jak błyskawica przychodzi i mija, a za nią piorun idzie! Nie widuj go więcéj Maryo, proszę, zaklinam, pod błogosławieństwem mojém.
Marya słuchała słabego głosu ojca i drżała. Chciała Bruna tłómaczyć, wymawiać przed nim, ale on dodał jeszcze:
— Bóg ci da inne szczęście, ja, konający, ostatek siły zebrałbym jeszcze, żeby cię oderwać od niego, on piekło nosi z sobą, chceszże piekła i mego przekleństwa? Maryo! Maryo! nie widuj go więcéj!
Zamilkła na te słowa, myśląc tylko, że ojciec stary, znękany, zbolały, źle sądzi o ludziach, i nie znając go, tak mówi, a serce jéj biło mocno, i czuła już, że nie mogła go nie widziéć i widziéć nie mogła także, bo błogosławieństwo umierającego ojca zabraniało jéj tego nazawsze. Noc na mękach strasznych przeszła, ranek spłynął ze łzami, w dzień oknem go tylko widziała i biło jéj serce i ręce drżały. Bruno przechodził często koło okna, miała jednak tyle siły, że ku niemu nie wyszła. Ojciec coraz był słabszy.
Nazajutrz spał pół dnia stary, ona wybiegła na chwilę, mówiąc sobie sto razy, że go nie spotka, że go spotkać nie może, a chcąc jednak mimowoli spotkać się z nim, zobaczyć go.
Szatan czatował i spotkał ją. Chciała uciekać, uchwycił i zatrzymał; chciała mu wszystko powiedziéć, pożegnać, odpędzić, i słów nie znalazła. Rozmowa była krótka, żywa, ale ona pierwszy raz im pokazała, że należą do siebie.
W nocy nowe męki przyszły, straszniejsze stokroć od pierwszych, na jawie ojca przekleństwo, we śnie piekło i męki i płacz i rozpacz szarpały jéj duszę. Budziła się i myślała:
— Jestem przeklęta za to, żem go widziała, cóż mam do stracenia? Ojciec mię przeklął, mogę go teraz widziéć, kochać, miéć go, wszak więcéj nic być nie może nad to, co jest? przekleństwo ojca...