Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Nowele, Obrazki i Fantazye.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze wniknęliśmy w istotę zwierząt, a jak się z tego, co nie umiemy, chwalim.
W tych i tym podobnych uwagach płynąłem daléj, lecz resztę téj podróży, muszę wam darować — bo była nudna jak ta kraina, posępna jak wieczór jesienny, jednostajna a długa jak godziny próżnowania. Trwało to bez końca — jak stary romans, nareszcie dał się słyszéć zdaleka szczek psa, krzyk dzieci, szum młyna, zbliżałem się do noclegu!
Jak oazis w pustyni, jak karawanserail wśród drogi, jak wszystko, co jest oczekiwane długo i niecierpliwie, smakowały mi te głosy coraz rosnące, wyraźniejsze. Wypłynęliśmy z odnóg na Styr, ujrzałem na jego brzegu wieś, ludzi, świat, życie. Na prawo szumiał młyn pływak, w lewo dymiły chaty, kilka czółen się mignęło — ładowano cegłę na obijanik. Tu przecie było życie! Powitałem serdecznie Iwańczyce. Sądzę, że i wam już czytelnicy były one potrzebne? nieprawdaż?

VII.

Lecz trzeba mi było widziéć jeszcze pustynie Zarzecza, te błota ogromne — zimą, kiedy je biały śnieg pokryje, kiedy w górze białe śniegi nad niemi zawisną, kiedy fale śnieżyste otaczają podróżnego, i człowiek jadący lub idący, według tutejszego wyrażenia, znajduje się wśród téj jednostajnéj białości jak w jajku. Jest coś osobliwego w położeniu i uczuciach podróżnego, który dokoła siebie, nad sobą, przed sobą, nic, prócz téj jednostajnéj białości, nie widzi. Wyobrażenie niebezpieczeństwa, które istotnie jest wielkie, jeśli się jedzie temi błotami wśród zawiei, ta nieskończona jednostajność, wiatr i śnieg wionące na niego, dziwnie go cieszą — może dlatego, że się czuje silnym przeciw nim wszystkim, tak jak rycerz stający do boju. Tym, którzyby, nie wierząc w rzeczywistość niebezpieczeństwa, mieli ochotę śmiać się z niego, możnaby zacytować aż nadto często przykłady ludzi obłąkanych w zawiei i zmarzłych o kilkadziesiąt kroków od domu, którego dojrzéć, przeczuć, ani się domyśléć nie mogli.
Kiedy wiatr ze śniegiem suchym podniosą się w powietrze i zabielą cały świat, nikt się w drogę nie rusza, wszyscy siedzą, gdzie ich zastała zawierucha — a kogo konieczność wypchnie z domu, ten ufa w Opatrzność, że go jak nurka z głębi przepaści wyciągnie. Zawieja najmniéj jest straszna w lasach, bo się tam, rozbita drzewami, prawie czuć nie daje; lecz w miejscach odkrytych, zasypując drogi i znaki wszystkie, po których poznaćby można położenie miejsca, zasłaniając przedmioty nawet mało oddalone, na