Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/224

Ta strona została uwierzytelniona.

dych państwa... Tymczasem biskup Wołłowicz szedł poświęcić pokoje i łoże...
Szturm przypuszczono do stołów, w mgnieniu oka je opróżnił, i natychmiast napełniły się jakby czarodziejsko nowemi misami, nowemi cukry i słodyczami... Jedni wychodzili, wchodzili z kolei drudzy, tymczasem u drzwi klęcząc państwo młodzi powtórnie wzięli błogosławieństwo rodziców i drzwi się za niemi zamknęły...
Wojewodzianka osłabła niemal ze znużenia, wprost poszła do klęcznika, który stał w jéj pokuju... Na nim przy starożytnym obrazie N. Panny Częstochowskiéj, paliły się świece, leżała wspaniale oprawna księga... Padła przed nim na kolona, głowę złożyła na rękach złamanych — i tak pozostała nieruchomą. Brühl cofnął się do drugiego pokoju i spokojnie usiadł na krześle... Zegar na kominie wskazywał pierwszą po północy godzinę... z dala słychać było niekiedy huczniejsze tony pałacowéj kapeli... i okrzyki szlachty spełniającéj zdrowia wojewody i dygnitarzy...
Cisza tych kilku komnat, mrok który w nich panował... odbijały smutno jakoś od wrzawy, która dochodziła z dala i miała w sobie coś dzikiego niemal...
Z krzesła, na którém usiadł Brühl, przez drzwi otwarte widać było tę kobietę w bieli, w wieńcu z pochyloną głową, nieruchomą, jak mamurowy posąg na grobowcu. Pół godziny upłynęło w ocze-