Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Starosta Warszawski.djvu/562

Ta strona została uwierzytelniona.

rzonego umyślnie na pociechę serc zbolałych. Gdy ostatnie jego takty w cichém piano skonały, nie oklask, ale tylko szmer i westchnienia poświadczyły o wrażeniu.
— W tym śpiewie — rzekł żywo Sołtyk — który już zmilczeć dłużéj nie umiał, w tym śpiewie czuć człowieka, któryby dla kościoła i dla Boga godzien był nucić.
Odgadł mimowolnie późniejszego twórcę najwspanialszéj pieśni boleści, jaką uczucie chrześciańskie natchnąć mogło — Siedmiu Słów Zbawiciela na krzyżu.
Żywy menuet i z potężną werwą odegrany finał (Presto) zakończył, rozbijając w słuchaczach tęskne uczucia, króre Cantabile aż do rozrzewnienia rozkołysało. Brühl położył nareszcie Stradivariusa i otarł pot z czoła. Zbliżał się do niego Sołłohub właśnie.
— Wierzaj mi Jasiu mój — to są jedyne, to są prawdziwe, żadną zgryzotą, przesytem nie zamącone życia rozkosze. Myślenie, sztuka, pieśni, obrazy. Wszystko inne niesmakiem się kończy i zawodem. W tych płodach człowieka tkwi co natura ludzka najlepszego, najszlachetniejszego wydać może. W życiu czuć ułomność naszą — poezyi i sztuce naszą iskierkę boską.
Westchnął...
— Mój drogi, dałbym wszystkie generalstwa w świecie i starostwa grodowe w dodatku, gdybym