Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/108

Ta strona została uwierzytelniona.




Ewaryst powróciwszy do Kijowa, drugiego dnia już był pod domem, w którym Zonia mieszkała.
Chciał się dowiedzieć o obie siostry, bo niemniej o Madzię jak o starszą był niespokojny. Nie śmiał jednak wchodzić, nie wiedząc jak je zastanie, gdy z ogromnym wyładowanym workim powracająca z miasta nastręczyła mu się Trawcewiczowa.
Rad jej był niezmiernie Ewaryst, ale ona jemu więcej daleko, potrzebowała ze swych przygód, ze swojego postępowania się wytłumaczyć, wygadać, nastękać.
— A! to was tu sam pan Bóg zesłał nam na ratunek — poczęła odprowadzając go na stronę i ręce załamując, de domo Makowska. — Co się tu u nas dzieje! na rany Chrystusowe! Co ta moja nieszczęśliwa panienka cierpi z tą biedną siostrą swoją. Ale tu, jak Boga kocham, długo nie wyżyć!
Potoku słów pani Trawcewiczowej ani było utrzymać, słuchał więc milczący Chorążyc.
— Ta, proszę pana Chorążyca, Zonia to zgorszenie okropne! bo to ani panna, ani zamężna i w nic nie wierzy i ze wszystkiego się śmieje i niech pan Bóg ma miłosierdzie nad nią, ale co wygaduje, to mnie starej włosy stają na głowie, a biedna panienka ze wstydu się pali cały Boży dzień, a tamtej ani zamknąć gęby, ani uprosić, żeby nie bluźniła. Jak na złość!
— Nasza panienka, jak panu Chorążycowi powiadam, święta jest, bo to cierpliwość anielska, a z siebie by koszulę gotowa zdjąć, aby tamtej losu ulżyć. Zastaliśmy ją, panie, prawie bez chleba kawałka i w długach, przeszło tysiąc złotych już pękło., fiut! poszło... a końca ani widać!
— Mnie zaś najgorzej na sercu, proszę Chorążyca, kiedy my powrócimy do domu; ja przyznaję się panu, nawet bielizny takiego zapasu nie wzięłam, a co tam się z moimi kurczętami dzieje, Bóg jeden wie. Pewnie wszystkie jastrząb wychwytał! Na chwałę Jego! Cóż robić?