Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/11

Ta strona została uwierzytelniona.

chym rozkazom. Pius był także nie dzisiejszym sługą, a jeśli nie rówieśnikiem Chorążego, to o lat nie wiele od niego młodszym, równie jak on czerstwym, a z powodu stanu kawalerskiego jeszcze nawet okazującym pewne do resztki młodości pretensje.
— Już jegomość o Ewarysta się turbuje — cicho szepnęła Chorążyna do panienki — chociaż nie ma czego, bo ja pewna, że przybędzie w porę. To tylko niedobrze, że Ewaryst do ostatniej godziny podróż odłożył...
— A bo się tam w Kijowie nie rozpuszczają wcześniej, a drogi kawał, i kto wie jaka tam droga? — prędko odezwała się Madzia.
Obie jakoby się zmówiły, spojrzały na zegar stojący w jadalni; odwieczny szafiasty stróż porządku na cyferblacie zciemniałym z białego jakiegoś kruszcu wskazywał, że było już po trzeciej.
— Wigilia, gdyby jak — dodała Madzia — — nie gotowa by była przed piątą.
Zaczęło się zastawianie stołu.
Wśród ciszy panującej we dworze, leciuchny szmer sanek przesuwających się po śniegu doleciał do uszu Chorążynej, która wyjrzała. Mąż jej stał w oknie przypatrując się, ale że zaraz nie wyszedł na spotkanie do sieni już to zdawało się zapowiadać, iż nie Ewaryst spodziewany przybywał. I nim ku drzwiom pośpieszył gospodarz, wszedł donośnym głosem wesołym witając słuszny mężczyzna w sukni długiej czarnej, oznaczającej duchownego.
— Niech będzie pochwalony!
Zaledwie Chorąży odpowiedział, gdy ksiądz Zatoka dodał już z podobną intonacją!
— Pokój temu domowi!
— I temu kto mówi.
Głosy się krzyżowały wesołe.
— A pana Ewarysta, nie ma? — zapytał duchowny, ściskając się z gospodarzem.
— Dotąd nie ma!
Ksiądz aZtoka był w sile wieku mężczyzna, zdrowy, ospowatej, czerwonej, wesołej twarzy, której wyraz tak samo jak Chorążego malował wielki pokój duszy, z małą przymieszką jakiegoś niby szyderstwa z marności tego świata.
— Ależ sypie! — odezwał się ksiądz — jeszcze kilka godzin, a kopno będzie.
— Ja myślę, że to i Ewarysta opóźniło, bo w stepie, na polach, miejscami już śnieg grubo leżeć musi, a miękki jak puch.
— Pada jak z rękawa, bez najmniejszego wiatru — odezwał się gość; sanna będzie doskonała, byle się trochę utarła, i powinszować panom, bo wywózka zboża pójdzie łatwo...
— Jeżeli sanna potrzyma — odrzekł Chorąży — ja już nie jeden