Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/17

Ta strona została uwierzytelniona.

przód bardzo piękną i pełną rozumu twarzyczką, trochę zeszpeconą krótko obciętymi włosami!
Madzia sobie oczy zakryła... Ewaryst spostrzegł, że włosy te ją strwożyły i dodał prędko.
— Ale proszę sobie nie wyobrażać, żeby w tym było coś nadzwyczajnego... Bardzo wiele młodych panien chodzi z krótko ostrzyżonymi włosami. Przyczyną mody być może potrzeba, bo kto sobie sam służy, ten z długimi włosami wiele by tracił czasu...
Madzia westchnęła.
— Trzeba przyznać, że Zonia, gdyż ona to była, ma śliczną twarzyczkę, pełną inteligencji, życia, odwagi prawie męskiej — mówił dalej Ewaryst. Zainteresowała mnie niezmiernie. Zacząłem się dopytywać, kto była. Gdy mi nazwisko powiedziano, gdym się jeszcze imienia dowiedział, byłem już pewien, że jest siostrą waszą. Postanowiłem, bądź co bądź, się z nią poznać, aby wam przywieźć od niej wiadomość.
Tu wstrzymał się znowu Ewaryst, Madzia zrozumiała, że się namyślał nad dalszym ciągiem opowiadania i kładąc dłoń mu na ręce — dodała.
— Proszę otwarcie! mówcie, nie oszczędzając mnie; przecież Bóg łaskaw, może tak bardzo złego nic nie ma.
— Ja — złego nic nie wiem — odparł Ewaryst — ale że mi się dziwną wydała i ona i jej życie...
Przerwał sobie nagle i dodał.
— Trzeba o tym pamiętać, kochana Madziu, gdzie i jak się wychowywała, a przy tym i temperament jej i usposobienie wcale od waszego różne...
Westchnienie łzawe prawie wyrwało się z piersi biednej Madzi.
— Mów, panie Ewaryście, zaklinam was, ciekawą jestem, a więcej jeszcze niespokojną — nic mi nie taj...
— Ażebyś mnie lepiej zrozumiała — począł Chorążyc — muszę ci dodać to, że w naszym studenckim świecie, jak we wszystkich innych, są dwa prądy i dwa światy. Jeden idzie sobie zwolna krokiem mierzonym ku światłu, oglądając się, aby po drodze głowy nie rozbić, drugi pędzi gorączkowo, na oślep, niedobrze wiedząc dokąd, choć w najlepszej wierze, iż ku dobru, ku jasności, ku prawdzie goni. Ja, moja Madziu, należę do ludzi spokojnych i nie chcących się awanturować; inni szturmem zdobywają lub pragną opanować wielki cel jaki mają przed sobą.
Dowiedziawszy się o Zoni, gdzie jej szukać miałem, poszedłem na Padoł do niejakiej pani Heliodory Paramińskiej, u której ona mieszkała. Tylko, Madziu moja, ani się dziwuj, ni wykrzykuj desperacko, gdy ci powiem, jak ją zastałem.
Powiedziano mi, że tylko wieczorem znaleźć ją mogę. Trafiłem do domku Agafii Prochorówny Sałhanowej, który mi wskazano. Tu gospodyni zaprowadziła mnie sama do pani Heliodory. Z przed-