Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/181

Ta strona została uwierzytelniona.

Na stoliku leży jakiś list. Ewaryst jak oszalały poleciał na górę...
W istocie na stole zapieczętowaną zobaczył kartkę, którą rozerwał z pośpiechem.
Stały na niej te słowa.
— „Daruj! dłużej żyć nie mogłam z tobą! Bądź zdrów!
Przebacz wszystko. Nie goń za mną, zostaw mnie memu przeznaczeniu. Bądź zdrów!“
Drżącą ręką, niewyraźnie nakreślone były te słowa.
Stał nad nimi zdrętwiały Ewaryst, gdy wszedł Komnacki. Trzymał w ręku papier, którym mu oznajmiła Zonia, aby z rana Ewarysta odwiedził.
Chorążyc rzucił mu się na piersi wołając.
— Nie ma jej!
— Wiem o tym — odezwał się Komnacki. — Mężna, choć obłąkana, kobieta, spełniła to co sądziła obowiązkiem...
Nie będziemy malować tych pierwszych chwil tęsknoty i samotności, które dla Chorążyca o mało nie stały się groźnymi. Parę dni snuł się po pustych kątach domu, chwytając co pozostało po Zoni, która nic nie zabrała z tego czym ją obdarzał. Znikł tylko medalion Ewarysta, w którym były przez nią ucięte mu włosy.
Trzeciego dnia Chorążyc położyć się musiał, wezwano doktora, który zawyrokował, że chory miał z zaziębienia febrę niedobrą. Komnacki z własnego popędu napisał, oznajmując o tym Madzi i dodając, że Zonia nie wiadomo jakim sposobem, zniknęła, uchodząc dobrowolnie...
W istocie Ewaryst ani dopytywał, ani się dowiedział co się z nią stało, choć w mieście mówiono głośno, że uciekła z Henrykiem d‘Estompelles, co ją ostatecznie w opinii publicznej zabiło.
Użalano się nad Chorążycem, potępiano kobietę bez serca, niegodną tego szczęścia jakie ją spotkało... D‘Estompelles uchodząc zostawił ogromne długi i żadnego śladu dokąd się udał ani ochoty do zapłacenia ich. Jak się tam o nim wyrażano, nie będziemy powtarzali.
Tegoż dnia, gdy wiadomość o ucieczce Zoni rozeszła się po mieście, skorzystał z niej Zorian i poszedł z nią do pani Heliodory w godzinie, w której Radcy w domu nie było.
Pani Majstrukowa zakrzyknęła naprzód. — Nie może być! a to wariatka! — Potem jednak dołożyła, że zawsze się po tej wietrznicy można było tego spodziewać, a ona uważała nawet, że z Francuzem pokryjomu dawno miała stosunki...
Rozmowa o Zoni tak długo się jakoś przeciągnęła panu Zorianowi, że dopiero powrót do domu pana Radcy go wypłoszył.
Ewaryst leżał chory, a choć słabość nie zdawała się niebezpieczną, była tej natury upartej, o którą się wszelkie leki rozbijają.
Nadjechała pani Chorążyna z Madzią.