Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/26

Ta strona została uwierzytelniona.

ma, aby sobie los zrobiła, na co jej więcej! Ale to dziecko ciekawe, a kto się takim raz urodził, nigdy spokoju mieć nie będzie.
Unikając dłuższej we wrotach rozmowy, Ewaryst ruch zrobił jakby chciał wejść, mimo staruchy.
— Czekajże — rzekła — toż tak nie będzie, bo i nie trafisz do niej po ciemku, ja was poprowadzę.
— Jużci ja do niej, kiedy sama jest pójść nie mogę — rzekł Chorążyc — poprosicie ją do gościnnej izby... kiedyście łaskawi.
— Cóż to myślicie? — odparła Agafia — ona się zlęknie u siebie przyjąć studenta? E! e! nikogo się ona nie boi i o nic nie dba... Tam gdzie jest was przyjmie...
Stara powoli, skinąwszy na Ewarysta, pominęła furtkę, przez podwórze zawróciła do dworu i weszła do ciemnej sieni.
— Idźcie za mną w ślad — dodała — bo na prawo drzwi do lochu, nie jeden co ich nie zna zaczepił się o zawiasy i wpadł...
Z sieni zwrócili się na prawo, do jeszcze ciemniejszego korytarzyka i stara Agafia pomruczawszy coś otworzyła drzwi, Ewaryst stał w progu dosyć dużego pokoju, z wielką prostotą umeblowanego. Na lewo była ogromna perkalem zbrukanym dosyć okryta sofa, a przed nią duży stół zarzucony papierami i książkami, kilka krzeseł drewnianych różnego kształtu rozstawionych było dokoła stołu. Na prawo duża szafa, koło niej komoda, na ścianach półki czyniły podobniejszym do studenckiej niż do panieńskiej kwatery...
Na jednej z półek, z pośrodka książek wyglądała dziwacznie trupia głowa, na której umyślnie rzucono biały czepeczek. Świeży ten stroik na żółtej kości wyglądał jak smutne szyderstwo...
Na wielkim stole paliła się lampka, przed nią siedziała ze spuszczoną głową, z rozrzuconymi włosami Zonia, która posłyszawszy otwierające się drzwi podniosła twarzyczkę z brwiami zmarszczonymi.
— Gościa wam przyprowadzam — odezwała się stara — choć gość nie w porę gorzej Tatara, ale to dobrze, że was od tych waszych książek oderwie.
Zonia nie podnosząc się z krzesła usiłowała poznać oznajmionego jej, tak jakby mu chciała dać odprawę. x
Zobaczywszy Ewarysta i poznawszy go, nachmurzyła się bardziej jeszcze, lecz zmusiła się widocznie i popchnąwszy leżącą przed sobą książkę, powstała.
Chorążyc wszedł. Agafia, która nie miała pozoru, by przyzostać, przynajmniej jak najpowolniej zamykała drzwi, aby coś z ich rozmowy pochwycić
— Przywożę wam ukłony i list od siostry — odezwał się wchodząc Ewaryst. — Wracam ze świąt ze wsi, od rodziców...
Zonia słuchała obojętnie, podała mu rękę i wskazała miejsce naprzeciw siebie na sofie. Zdawała się kwaśno zrezygnowaną.