Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/34

Ta strona została uwierzytelniona.

— Toteż proszę, abyś się ojciec poznał z nim — dodała tonem dziwnie nakazującym Zonia, jakby znała moc swą nad starym. Jewłaszewski popatrzał na nią, głową pokręcił, i gdy mu się jeszcze uśmiechnęła, zamilkł jakby już sprzeciwiać się jej nie mógł.
Dziwny jakiś stosunek łączył te dwie istoty, bo w wejrzeniach starego ojca, kto by je chciał był badać, więcej by może się znalazło niż rodzicielskie przywiązanie. Dziewczę panowało widocznie nad nim i znało swą siłę, choć sobie może z niej nie zdawało sprawy. Jewłaszewski prawie z niej oka nie spuszczał, a gdy ona patrzała nań, roztapiał się pod tym spojrzeniem i mieszał a niepokoił.
Zaraz po odebranym rozkazie zwrócił się, manewrując zręcznie stary, zawsze krocząc z powagą sobie właściwą, wprost ku Ewarystowi.
— Pan tu pierwszy raz jesteś między nami? — zapytał go głosem pedagoga, który ucznia egzaminowi poddaje.
— Tak jest — odparł Ewaryst.
— Ale w uniwersytecie już pan jesteś od dawna? — mówił ciągle go badając oczyma stary.
— Drugi rok zaczynam...
— Na jakim oddziale, jeśli wolno zapytać? — ciągnął dalej ojciec.
— Rozpocząłem prawny — rzekł Ewaryst — mam przed sobą zawód życia praktyczny, gospodarza wiejskiego. Agronomia u nas uczy się z tradycji, bo dalej poza nią nie wyszła, ale stosunki prawne potrzebują, aby się do nich przygotować...
— Tak — odparł sucho Jewłaszewski. — Widać, że pan posłuszny woli rodziców, wszelkich wyższych aspiracyj się wyrzekłeś i nie zamierzasz dalej sięgać nad to — co pod ręką.
Skromność to piękna...
Uśmiechnął się ironicznie, Ewaryst nie bardzo wiedział co ma mu odrzec na to.
— Tak — dodał po namyśle, byłem posłuszny woli rodziców, a oprócz tego i w sobie nie znalazłem dotąd pobudki do szukania dróg innych.
— To dziwna, bo właśnie pan jesteś w tym błogosławionym wieku, gdy się nadziejami i myślami zwykło strzelać wysoko.
Tu Jewłaszewski przybrał jeszcze poważniejszą postawę pedagoga i począł mówił zwolna, sam z lubością przysłuchując się sobie.
— Przyznaję się, że mi zawsze żal, gdy widzę młodzieńca w jego wieku, nie mającego odwagi zapisać się do falangi przodowników! Nasz wiek tak potrzebuje tych rycerzy w obronie prawdy stawać mających.
Ewaryst miał odwagę zapytać — Prawdy? ale jakiejże prawdy?
Ojciec z politowaniem pewnym spojrzał nań.
— Biada tym, co jej nie widzą, co o nią pytają! — rzekł. — Stoi ona obnażona, jasna, widoma ponad głowami naszymi!