Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/39

Ta strona została uwierzytelniona.

obchodziła się niemal ze wzgardę, pozbywała się go nie tając wstrętu. Pomimo to Ewaryst kochał ją coraz mocniej, coraz rozpaczliwiej, można było powiedzieć.
A miłość ta gotową była do ofiar, szlachetną, czystą, czyniła go nieszczęśliwym i pozbawiała spokoju.
Po owym wieczorze, dni z dziesięć nie pokazywał się Ewaryst, nareszcie musiał pójść po odpowiedź dla Madzi. Zonia przyjęła go zimno, nie było już mowy o nawracaniu, mistrz uznał go niezdolnym i nieusposobionym. Wyrok jego srogi Zonię uczynił nieubłaganie chłodną i zobojętnioną.
Wspomniał o liście do siostry, ruszyła ramionami.
— Co ja mogę napisać do niej? — odparła. — Ona mnie tak nie zrozumie jak ja jej całego, wykrzyków pobożnych i paplaniny dziecinnej nie mogłam zrozumieć. To biedne dziecko skazane na wieczną nicość. Żal mi jej, ale ja na to poradzić nie mogę.
— Jednak, choć kilka słów, jak do siostry! — dodał Ewaryst.
— Siostry? cóż to jest siostra? — zapytała Zonia. — Siostrą mi jest Heldiora, z którą się rozumiemy, jedne mamy myśli i uczucia! Ale ta, siostra ze krwi, nieznajoma, obca?
Poprawiła się jednak, może dla pozbycia Chorążyca.
— A więc dobrze — rzekła — odpiszę, odpiszę kilka słów... Przyjdź pan, albo nie, przyślę je panu...
Po krótkiej tej rozmowie upłynęło parę tygodni, a że listu nie było, Ewaryst spotkawszy się z Zonia na ulicy, zbliżył się i zapytał o przyrzeczoną odpowiedź.
Trochę niecierpiewie kazała mu po nią przyjść nazajutrz. To krótkie widzenie się z Zonią rozmarzyło na nowo Chorążyca, gdy nazajutrz przybył i zastał ją samą, był w takim usposobieniu egzaltowanym, że po pierwszych kilku zimnych słowach nie wstrzymał się od wybuchu.
— Chociaż nie chcesz mnie znać ani za krewnego, ani za dobrego przyjaciela i okazujesz mi nie powiem obojętność, ale niemal wzgardę — odezwał się do niej — pozwól, bym ja ci się przyznał, że ty we mnie wzbudzasz takie uczucie gorące, taką sympatię, że ja bez trwogi, bez niepokoju pomyśleć o tobie nie mogę, a nie myśleć o tobie jest mi niepodobieństwem.
Zonia się zmarszczyła.
— Bardzo dziękuję za to uczucie gorące — odparła żywo — ale proszę sobie wyperswadować, ażebym ja na nie kiedy choćby ciepłym odpowiedzieć mogła. Stoimy za daleko od siebie. Lecz, skądże ten niepokój o mnie?
— A! czyż nie usprawiedliwia go twoje położenie? ludzie co cię otaczają! — zawołał Ewaryst.
— Ja się w tym położeniu czuje zupełnie bezpieczną, a co się tyczy ludzi otaczających mnie, tych szanuję i kocham...