Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/54

Ta strona została uwierzytelniona.

przykrości siostrze bym zrobić nie chciała. Pan znasz lepiej jak tam do niej pisać by potrzeba, przeczytaj mój list, jeżeli znośny, to go odeszlij, jeżeli nie do rzeczy to spal — ale ja już innego nie napiszę...
Ewaryst według rozkazu postąpił i list przeczytał. Był on zimny, mało mówiący, ale nie zawierał w sobie rażącego nic. Nie wyzywał do ściślejszych stosunków. Ewaryst postanowił go wysłać, aby złudzenie poczciwej Madzi rozproszyć.
Po odpowiedzi tej długie nastąpiło milczenie, domyślał się Chorążyc, jak ona przykre musiała uczynić wrażenie i że Madzia łzami ją może oblała...
Nie napisała już rychło, zrażona, odepchnięta, ale w kilkanaście tygodni przy korespondencji z domy odebrał znowu list do Zoni...
Nie chciał z nim iść do jej mieszkania, nie wiedział jak go odesłać, i choć zwykle z lekcji wprost szedł do domu, tego dnia zatrzymał się, oczekując na wyjście Zoni, o której wiedział, że była w sali na odczycie.
Nie rychło ukazało się dziewczę, jak zawsze otoczone rojem młodzieży, wśród którego wyglądała jak królowa ze swym dworem. Kochali się w niej niemal wszyscy, a ta śmiała i ekscentryczna dziewczyna zawracała głowy szalenie i robiła prozelitów, jakimi najwymowniejszy mędrzec nie mógł się był pochlubić. Nie ma niebezpieczniejszych apostołów nad kobiety. W ich ustach prawda nabiera blasku, a fałsz traci swą potworność. Kunszt uwodzenia nawet bez świadomości jest im wrodzonym. Cóż, gdy do wdzięku, do uroku młodości przyłączy się talent, dowcip, umiejętność słowa i zapał, który jest żywiołem zaraźliwym?
Tego dnia Zonia z wesołą twarzyczką wychodziła z lekcji, a rozmowa głośna, rozpoczęta w progu sali, przedłużała się w ulicy. Młodzież wyzywała ją na słowo, rada głos jej posłyszeć. Ewaryst stojący z daleka nie chciał się połączyć z tym dworem Zoni, przypatrywał mu się tylko, mając zamiar pójść za nią i zbliżyć się, gdy pozostanie samą.
Ona nie spostrzegła go nawet i, swobodną wiodąc rozmowę dalej, szła, za sobą prowadząc cały szereg wielbicieli. Znał ich wszystkich Ewaryst, z zazdrością zakochanego prawie mimowolnie ją szpiegował, ale dotąd żadnego szczególnego znaku sympatii dla nikogo nie dopatrzył.
Najgłośniejszymi wielbicielami Zoni byli: najprzód sam mistrz, który ją wynosił pod niebiosa i za przykład stawiał kobietom, potem Zyżycki chłopak gorącego temperamentu, niewielkich zdolności i powierzchowności nie pociągającej. Miał w sobie coś gburowatego, wyglądał na parobka, a niskie czoło szerokie, z oczyma małymi, głęboko pod nim osadzonymi, wyraz przykry nadawało jego fizjognomii wyzywającej i szermierskiej.
Prześladowano Zyżyckiego miłością dla Zoni, której on się nie