Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/61

Ta strona została uwierzytelniona.

niądze i gałganki pomięte, tak zajmowały wszystkie miejsca, iż usiąść prawie nie było gdzie. Ani też pani Heliodora zapraszała gościa, stanęła przed nim, załamała ręce poplamione atramentem i pożółkłe od dymu papierosów, wołając:
— Pan wiesz! pan wiesz! co ona najlepszego robi! Sobie i mnie naprowadzi biedy! Wodzą się ze sobą po całych dniach, bywa u niego, jak mamę kocham. Mówiłam jej, niech choć nie tak jawnie... ani chce słuchać.
Chorążyc miał czas zebrać myśli.
— Pani dobrodziejko — odezwał się — wiem o tym trochę, ale, pozwól mi powiedzieć sobie, że tej pogardzie opinii i tej emancypacji Zoni winny z pewnością nauki przez mistrza wygłaszane. Były one dla niej przygotowniem do życia i jego prawideł. Sialiście ziarno, które schodzi.
Śmiałe to obwinienie jakby wodą zimną oblało panią Heliodorę, oburzyła się.
— Ja nic nie mam przeciwko wolnemu rozporządzaniu sercem — rzekła, jąkając się nieco. — Co ojciec głosi to wszystko prawda. Dosyć mieliśmy tyranii męskiej, kobieta powinna być wolną. Tak, jak mamę kocham, ale żyjemy wśród świata skołowaciałego, my, nas odrobina, trzeba mieć pewną wiarę.
Ja panu wprost powiem, że to się skończy awanturą. Rodzice tego chłopca lada dzień się dowiedzą, a to są ludzie dumni, żenić mu się nie dadzą, rozdzielą ich, i ona będzie najnieszczęśliwsza.
— Ona mu ufa! — przerwał Ewaryst. Heliodora porywczo się odezwała, uśmiechając.
— Jemu ma ufać! otóż to nieszczęście, to chłopiec rozpieszczony, zepsuty przed czasem, rozpustnik... Zaraz po przyjeździe do Kijowa, świadkiem stara Agafia, zakochał się był tak samo w córce gospodyni, u której stał... za co potem przypłacił, jak mamę kocham i ledwie się odkaraskał od niej. Wydali ją za jakiegoś kancelistę. Słyszę jeszcze i teraz się do niej włóczy, jak mamę kocham. A ja wiem najlepiej, bo słowo daję, że i do mnie się wdzięczył, ale jak! A ona biedaczka te jego amory bierze za dobrą monetę...
Rzuciła się pani Heliodora gwałtownie...
— Potem na mnie powiedzą, że z mojej przyczyny...
Tu zatrzymała się trochę; na wpół sama do siebie, zadumana mówić poczęła.
— Co innego jej radziłam i słowo daję, byłabym to doprowadziła do skutku. Jewłaszewski się chciał z nią ożenić, jak mamę kocham.
— Proszę pana — dodała z głębokim przekonaniem — potem niechby się była, wyszedłszy za mąż, kochała jak chciała, nikt by jej słowa nie powiedział.
— Nawet mąż? — wtrącił Ewaryst. Wdowa się uśmiechnęła szydersko.
— Albo to mąż ma wszystko wiedzieć? — dodała przez zęby.