Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/71

Ta strona została uwierzytelniona.

pytam o to, co się z tobą działo, ale przeznaczenie cię tu przyniosło... to darmo, ty mi się już nie wymkniesz!
Eudoksja Filipówna, która płakała ciągle, nagle jak zrozpaczona porwała się i podbiegła z rękami podniesionymi do stojącego uparcie Jewłaszewskiego.
— Niechaj dzieje się co chce! niech mnie biorą i krzyżują, i biczują, i kaźnią, i sadzą do więzienia, ja ciebie nie chcę znać i nie będę...
— A, to zobaczymy! — odezwał się chłodno Jewłaszewski.
— O! ja wiem! — zawołała kobieta ręce łamiąc — gdybym ja tu była przyszła jak odeszłam w jednej koszuli, bez kopiejki przy duszy, ty byś mnie ani znał, ani się o mnie upominał, aleś ty na moją biedną chudobę łakomy! Ja ciebie znam! ja się tobą brzydzę jak przeklętym szatanem. Gdy wspomnę życie moje, młodość moją, a com ja ucierpiała z tobą, gotowam dziś w Dniepr na dno prędzej niż znowu z tobą zacząć na nowo te męki.
Jewłaszewski się nie bronił, ustami poruszał, ramionami wstrząsał, czekał aż sroga burza przeminie, kobieta ciągle łzami się zalewała.
— Jak sobie chcesz, Eudoksja Filipówna — zawołał po długim przestanku — wola twoja. Zameldują do urzędu, że jesteś żoną moją, która zbiegła przed laty i przepadła jak kamień w wodę, niechaj wyprowadzą śledztwo, ja przysięgnę, ty nie możesz duszy gubić. A przysiężesz, to świadków znajdę. Będziesz musiała odpowiadać z kim to ty żyła, gdzie, skąd tobie przyszło to co masz. Zobaczymy.
Przeszedł się po pokoju.
— To darmo, Eudoksja, ja nie podaruję swojego, a ty mi nie ucieczesz. A chcesz pogadać w dobry sposób, poradzić się, poładzić, popróbujmy.
Biedna kobieta nie wiedząc co począć ręce łamała z rozpaczy, kobiety stojące pod drzwiami, przerażone, wszystkich świętych znanych sobie na ratunek pani wywoływały.
Przychodziło im na myśl pobiec do policji i dać znać o napaści, ale lękały się, nie wiedząc o co chodziło, aby gorszej nie nawarzyć kaszy.
Przycichać jakoś w końcu zaczęło i rozmowa, przerywana czasem tylko płaczem tłumionym, dochodziła ich uszów. Bardzo nie prędko, bo już nocą wyszedł nareszcie Jewłaszewski i pani zawołała Anuszki swej, która ją znalazła straszliwie zmienioną, z twarzą łzami wymytą z bielidła i barwiczki, na pół omdlałą, nie mogącą przemówić słowa, nie chcącą wytłumaczyć nic, narzekającą tylko, że ją Bóg ukarał srodze.
Ponieważ nie miała w nikim zaufania wdowa, a sama ona i jej kobiety koniecznie kogoś na radę i ratunek wezwać chciały, zwołano Wasyliewa, wydającego się dobrym i litościwym człowiekiem. Kupiec poszedł na górę chętnie, ale w początku lokatorka nie miała odwagi powiedzieć mu prawdy całej.