Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/75

Ta strona została uwierzytelniona.

praw naukowych, to trzeba zupełnej swobody słowa, a przy kobietach zawsze się człowiek za język kąsać musi.
— A cóż to, my, proste jakieś bigotki, fanatyczki, skromnisie, które lada słowo rumieni! Przecież waćpan wiesz, żeśmy bez tych głupich przesądów i że przy nas wszystko mówić można.
Koniec końcem postanowiono którego wieczora miał p. Euzebiusz przyjść do Heliodory, do której i Jewłaszewski się obiecał.
Zonia, choć teraz mocno zajęta sobą, smutna i podrażniona, bardzo chciała widzieć przybysza i być przytomną owej naukowej szermierce.
Zbierając się na nią nikt tylko o tym nie pomyślał, jak i kto zagai rzecz i wyprowadzi na stół. Nie znano p. Euzebiusza, który sam więcej unikał rozpraw dyletanckich o naukowych przedmiotach, niż je wywoływał. Za niego ręczyć było można, iż gotów o pogodzie, o ulicy, o lada fraszce mówić wieczór cały, niżby miał w niepoświęconym miejscu wyrwać się z kwestią naukową.
Jewłaszewskiemu też polemika była nie na rękę, nie był do niej usposobiony teraz, obawiał się pedanta, to jest człowieka z logiką i systemem, mówiącego o rzeczy głębiej zbadanej; i on więc nie był skłonnym do zaczepki.
Euzebiusz, nie chcąc być zupełnie sam wśród obcych, trochę znajomego Ewarysta z sobą pociągnął, który rad był przy tej zręczności Zonię choć z daleka zobaczyć.
Pani Heliodora, objawiająca przy każdej zręczności swą wzgardę dla form wszelkich towarzyskich, do elegancji, do występów, jednakże tego wieczora porobiła pewne mało znaczne ustępstwa, aby się zbyt parafiańsko nie wydać gościowi.
Zwykle występowała w sukni dosyć przeszarzanej a niedbale zapiętej pod szyją, a często bez kołnierzyka czystego i rękawków. Tego dnia suknię włożyła nowszą i śnieżnej białości manszetki. W izbie umieciono starannie i niezliczone resztki papierosów wyrzucono do komina zastawionego parawanikiem. Stara Agafia zastosowała się do instrukcji i włożyła chustkę świeżą, suknię jedwabną. Do herbaty przysposobiono wymyślniejszą przekąskę.
Jedna tylko Zonia nie chciała się ubrać inaczej, tylko jak na codzień.
Z gabinetu przytykającego, zawsze zarzuconego gratami, wyniesono kompromitujące rupiecie do sypialni, aby nim zwiększyć miejsce, przyłączając go do salonu.
Daleko jeszcze było do wieczoru, a dzień niesłychanie upalny i gorący dokuczał, gdy już Heliodora z papierosem chodziła niespokojnie po swoim saloniku, mającym być wkrótce teatrem walki.
Nikt jednak nie przychodził i zmierzchać zaczęło, gdy pierwsi panowie akademicy, co najmłodsi i najniecierpliwsi ściągać się zaczęli. Przybywali bardzo powoli i właśnie ci, o których gospodyni jak najmniej chodziło.