Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/83

Ta strona została uwierzytelniona.

Trwało jeszcze chwilę, ale już z coraz mniejszym ze strony Jewłaszewskiego oporem, ucieraniem się o żonę, przystawał wreszcie na indemnizacyą trzydziestu tysięcy rubli z powodu, jak mówił, że ta kobieta więcej go daleko kosztowała.
Radca zwyciężył.
Wszystko to, wystąpienie do żony, negocjacje z nią, układ ostateczny, wypłata pieniędzy przez ręce Radcy, pokwitowanie i podpiska dana przez Mistrza w takiej tajemnicy się odbyły, że nikt z przyjaciół Jewłaszewskiego nie domyślał się nawet całej sprawy. Wasyliew nikomu o niej nie mówi.
Jednego wieczora, gdy Zyżycki był u Mistrza, spostrzegł zdziwiony mocno, że mieszkanie zajmowane przez malowaną panią stało puste.
— A to, proszę cię, ojczulku — zawołał — albom ślepy, albo co, wszak u Wasyliewa ta jejmość co stała na piętrze, ani śladu. Cóż to jest? umarła!
— Albo ja to wiem! — odparł zimno Jewłaszewski.
Wasyliew zapytany przez ciekawego studenta powiedział mu, że wdowa za interesami pilnymi odjechała do Petersburga, wzdychają, iż na mieszkaniu wiele stracił.
Większe jeszcze było zdziwienie Zyżyckiego, gdy w kilka dni potem przybywszy do Jewłaszewskiego, zastał go pakującym się i wybierający w drogę.
— Cóż to jest? — zapytał.
Mistrz namyślał się z odpowiedzią.
— Wiesz co? — rzekł wyicągając rękę i palcem dotykając piersi jego — ja dla ciebie nie chcę mieć tajemnic... Przestrzeżono mnie, że jestem notowany i na oku, muszę zmienić sposób życia, mieszkanie, wszystko... Poświęcę się nauce, zamknę, odosobnię... Mój wpływ uważany był za szkodliwy, to mogło mieć dla mnie i dla was groźne następstwa. Z boleścią serca, ale usuwam się usuwam, muszę.
To mówiąc uściskał Zyżyckiego i otarł suche oczy..
— Bądź zdrów! przyjacielu — rzekł — zobaczymy się w lepszych czasach.
Nazajutrz szeptano sobie po cichu nowinę, że Jewłaszewski był zmuszony się usunąć. Nikt prawie nie wiedział o tem, że zajął mieszkanie naprzeciwko, opróżnione i zapłacone przez Eudoksią. W ulicy wieczorem gdy wychodził, mało go kto mógł poznać, bo wdziewał oficjalny cylinder, włosy miał ułożone jak inni podstarzali kawalerowie, buty długie znikły i owa chłopska fizjognomia.
Z domu wychodził bardzo rzadko i to tylko na wista do Radcy, który go polubił bardzo.
Klepał go po ramieniu i szeptał mu na ucho. — E! ty mały! jaki ty rozum miał, że Eudoksji Filipównej nie wziąłeś, a to by ci z nią życie zbrzydło! Pół dnia pokłony bije, a pół dnia się maluje!