Strona:PL JI Kraszewski Awantura from Świt 1885 No 48 Ł 3.png

Ta strona została uwierzytelniona.

słyszała i nie słuchała. Siedziała z oczyma spuszczonemi, a mąż z trwogą przewidywać się zdawał, że, wedle zwykłéj strategii swéj, humorem złym coś z niego zechce wytargować.
Omylił się tym razem, gdyż hrabina pozostała zadumana, milcząca i nie spojrzała nawet na niego. W myśli jéj powracała, kołując, ta zwrotka niepozbyta, od któréj poczęła rozmowę z Witoldem.
— Co potém?
Groźne symptomata zwiastowały tuż tuż nadciągającą chmurę. Hrabina nie widziała i nie chciała zrozumiéć, że sama ją w większéj części ściągnęła; obwiniała o nią męża.
— Co potém? — zostało bez odpowiedzi.




Pałac Strzeleckich wieczorem nazajutrz wyglądał, jak zaczarowany. Ci, co go oddawna znali i często w nim bywać zwykli, zdumiewali się cudownéj metamorfozie; wszyscy powtarzali zdumieni: — Ależ to szalone kosztować musiało pieniądze!
Hrabia Witold tryumfował.
Pani domu miała na sobie toaletę, sprowadzoną z Paryża, bajeczną sumą opłaconą; aby ją stworzyć, sławny mistrz potrzebowałby portretu, fotografii, informacyi, niemal życiorysu klientki.
Gdybyśmy pragnęli ją opisać, niestety, nie potrafilibyśmy bez osobnych studyów okazać wszystkich piękności jéj, doboru kunsztownego barw i odcieniów, wytworności użytych do kreacji téj materyałów; należałoby naostatek okazać wdzięk linii, które draperye tworzyły i doskonałą harmonię ubioru tego z fizyognomią, z charakterem téj, dla któréj był przeznaczony.
Zdaniem wszystkich konfekcyonista paryzki przeszedł sam siebie.
Atłas, koronki, kwiaty, wstęgi zlewały się w tym prześlicznym stroju, do którego dobrane były i klejnoty, które hrabina miała na sobie.
Nie moglibyśmy zaręczyć, czy one zawierały oryginalne kamienie drogie, jakie się w nich świecić zdawały, ale czyniły wrażenie przepychu, a miały cechy starożytnego, familijnego zabytku.
Hrabina Idalia tego wieczora była jeszcze cudnie piękną, zachwycającą, chociaż wczorajsza chmurka snuła się wciąż po czole.
Strzelecki chodził jak gość z gośćmi, odbierał powinszowania, ściskał, poił, karmił, zaglądał do bufetów i, gdy mu wychwalano bal, całą zasługę urządzenia przyznawał niezrównanemu Witoldowi.
Dla pani Idalii tryumf był tém większego znaczenia, że nawet osoby, które niechętnie z nią zawiązywały stosunki, ciekawość dnia tego do salonów sprowadziła.
Niemi téż szczególniéj zajętą była gospodyni domu.
Wszyscy oddawali sprawiedliwość nadzwyczajnemu smakowi, z jakim zabawa aż do najmniejszych szczegółów była obmyślaną.
Pod rozkazami hrabiego Witolda kilku młodych paniczyków w rozmaitych departamentach rej prowadziło, i najmniejszego niedopuszczano nieporządku. Byli gospodarze przy bufetach, stali dowódcy do tańców, służba doskonale wystylizowana pełniła swe obowiązki z powagą i namaszczeniem.
— Niechże teraz mówią, że jestem zrujnowany — powtarzał w duchu Strzelecki — kto temu zechce uwierzyć?
Zasępił się jednak i westchnął, nie zaglądał do dna, ale wiedział sam, że ruina, w którą wierzyć się wzdragał, nadciągała.
W przestanku między tańcami dla spoczynku ukazały się żywe obrazy, które słynny malarz i niemniéj znakomity urządził artysta. I te się powiodły nadzwyczajnie. Kilka pań w nich z nëbulozów w pierwszorzędne gwiazdy się przeistoczyły.
Strzelecki, który na to wszystko nie pracował, używał, napawał się, cieszył, a że kilku honoracyorów sam przyjmował, najadł się, napił