Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/299

Ta strona została uwierzytelniona.
295

Tego rodzaju szczęście w kątku, w istocie wcale się nie uśmiechało Rolinie. Ideał p. Gerlacha był grobem dla niej. Namyślała się trochę z odpowiedzią.
— Żartujesz pan sobie ze mnie — odezwała się po przestanku. — Mówmy o mojej żałobie.
Gerlach poprowadził ją do stolika, na który rzucił żądane tkaniny. Rolina zaczęła je przeglądać i wznowiła przerwaną rozmowę.
— Pan tak spragniony jesteś spokoju? — rzekła. — Żądać go tylko może kto go nie miał nadto, kogo cisza, nuda, samotność nie znużyły śmiertelnie. Pan który miałeś sposobność życia użyć i zmęczyć się niem, — możesz westchnąć do odpoczynku — ale... ja naprzykład? właśnie przeciwnie, potrzebuję ruchu, wrzawy i tego życia... które go zmęczyło...
Gerlach słuchał i spoglądał na nią już uspokojony z pewną czułością i politowaniem.
— Lękam się abyś pani nie doznała zawodu — odpowiedział — gdy otrzymasz to czego pragniesz... Wrzawa, ruch, chwilowe upojenie, szczęścia nie dają... oklaski i uwielbienia zostawiają po sobie czczość tylko... Szczęście, jeżeli gdzie jest, to chyba w cichym kątku i rodzinie... wierz mi pani.