Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/539

Ta strona została uwierzytelniona.
193

Nie pewien czy wnijdzie, przypatrywał się przez okno towarzystwu, które przy stolikach zasiadało — gdy, tuż prawie, niedaleko drzwi postrzegł amerykanina spokojnie bardzo zajadającego sole aux fines herbes, i przyglądającego się portowi, jakby tęsknił do jednego ze stojących w nim okrętów.
Cofnął się baron natychmiast, aby nie być postrzeżonym, nie wiedząc co ma począć, a klnąc głupich paryskich policyantów, którzy się ptaszkowi dali wyśliznąć.
Chciał lecieć sam do policyi, ale nużby tymczasem amerykanin się ulotnił?
Posyłać! nie wiedział kogo!
W niepewności tej, stojąc podedrzwiami narażał się na potrącanie i szyderstwa garsonów, posądzających go, jak się zdawało, o zbyt szczupłe fundusze, aby się z niemi ważyć wnijść do restauracyi.
Miał czas bardzo się dobrze przypatrzeć amerykaninowi, który z taką spokojnością spożywał rybę, popijał ją winem, łamał chleb, przyglądał okrętom, odpoczywał, jadł znowu, jak gdyby się nie domyślał żadnego grożącego niebezpieczeństwa. Ciemna, wychudła, teraz brzydka twarz jego, miała wyraz obojętny i zastygły, — nie