Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/141

Ta strona została skorygowana.

Na ten raz brzydkąbym być chciała. Naówczas moglibyśmy mówić swobodnie, i niktby hrabiego nie posądził, że...
Zarumieniła się.
— Boisz się pan tego posądzenia nawet?
Pytania i rzucane tak słowa nieopatrznego dziewczęcia w najwyższym stopniu draźniły Lamberta. Było w tém coś tak napastliwego i zuchwałego, że Eliza wydała mu się na chwilę mniéj sympatyczną.
Hrabianka się obejrzała po salonie, zaczynano obnosić herbatę.
— Muszę śpieszyć — zawołała żywo — bo nie będę miała czasu powiedzieć panu tego, z czém tu przybyłam. Herbata zmusi usiąść, a panu dla pretekst do ucieczki...
Otoż w kilku słowach, panie hrabio, wyznanie, które mnie wiele kosztuje. Idzie mi o jego dobrą opinię i życzliwość, o nic więcéj; nie sądź mnie pan z pozorów, z powierzchowności, z otoczenia... nie posądzaj mnie pan o żadne napastliwe zamiary — a pozwól mi być z sobą — dobrze... Przez litość powinieneś być moim — trochę przyjacielem! Widzisz, że jestem skazana na Zdzisiów, na Romanów, Jeremich i Tadziów... A! panie! tak potém łaknie się czegoś innego.
Wzrokiem błagającym rzuciła ku niemu, dodając: