Strona:PL JI Kraszewski Ciche wody.djvu/369

Ta strona została skorygowana.

— Ratujmy sławę imienia i domu! odezwała się hr. Laura. — Książę mój! ona u ciebie, nie prawdaż? Cożeśmy zawinili?
Ojciec rozpaczliwie ręce załamał, konwulsyjnym ruchem dobył z kieszeni bocznéj kawałek papieru i rzucił go — na ziemię. Mówić nie mógł. Lambert pochwycił kartkę. Był to list krótki córki do ojca, list dziecięcy, szalony, bez związku, niemówiący nic oprócz tego, że gwałtowna miłość zmusiła ją do tego kroku....
W pierwszéj chwili po uderzeniu tego piorunu, hr. Laura nie wiedząc jak się to da zrobić, chciała chorobą, bodaj śmiercią pokryć bolesny cios, który dotykał rodzinę.
Czuła się najwięcéj winną.
Książę płakał, nie mogąc pojąć gdzie się ta miłość i kiedy mogła narodzić, nie znał, nie domyślał się nikogo. Obwiniał Szordyńską, która właśnie była wyjechała i objaśnień żadnych dać nie mogła. Hrabina winiła niegodziwą Józię, ku któréj wstręt czuła od pierwszego wejrzenia....
Cały wypadek okrywała tajemnica nieprzebita....
Jeszcze żałobą okryta rodzina siedziała jak martwa, gdy hr. Lambertowi oddano kartkę pani Siennickiéj, która się domagała gwałtownie widzenia z hrabiną. Dołożyła w niéj, oba-