Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No199 3K.jpg

Ta strona została skorygowana.

go namawiał. Eisenbaum uroczyście przyrzekł pomoc pieniężną.
Trzeba było obmyślić, przygotować, kupić wszystko; Dawison nie miał nic — oprócz codziennego ubrania.
— A jakże z nazwiskiem będzie? — spytał Dmuszewski.
— Pan dyrektor wie, że generał zezwolił na debiut z warunkiem, abym nie zmieniał nazwiska?...
— A zatém? jak ma brzmieć? — spytał Dmuszewski z flegmą.
— Bogumił Dawison...
— Bardzo dobrze...
Wieczorem pobiegł do teatru; tam spotkał się z Kossem.
— Widzisz, podziękuj mi — rzekł, — przyśpieszyłem ci debiut. Zapytywałem Kudlicza; zdanie jego było bardzo dla ciebie pochlebne. Powiedział mi, iż przed niejakim czasem zapowiedział ci, że nie da wystąpić, dopóki nie będzie zupełnie dobrze. Odtąd znać tak wielką dostrzegł w tobie zmianę i postęp, iż mi oświadczył, że możesz wystąpić.
Z radości Bogumił pocałował go w ramię.
Przez cały czas widowiska, patrząc na nie, myślał tylko o swym występie, całą drogę do mieszkania marzył o nim, i całą noc sny czarowne uśmiechały mu się przyszłością szczęśliwą.
Nazajutrz rano było niezmiernie wiele do czynienia, potrzeba było gonić za pieniędzmi i umawiać się z krawcem (Radowiczem). W chwilach wolnych odczytywał rolę. Z rana tego dnia była próba, która poszła dosyć szczęśliwie. Zacna i dobra pani Halpertowa zbliżyła się do niego i szepnęła mu: — „Nie deklamuj tak bardzo, bądź pan naturalnym.“
Nazajutrz zapowiedziana była próba z muzyką. Dzień ten, 30-ty listopada 1837 r., mówił Dawison, wydawał mi się i był w istocie najważniejszym w życiu mojém! Pierwszy krok na téj drodze, po któréj odtąd iść miałem do wymarzonego celu.
W rogu ulicy spotkał się z afiszem. Krew uderzyła mu na twarz i serce zabiło, gdy na nim po raz pierwszy ujrzał wydrukowane swoje imię. Nie było chwili do stracenia, musiał biedz do krawca, przymierzać, suknie