Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No199 5C.jpg

Ta strona została skorygowana.

dając znaki, kiedy naprzód postąpić, cofać się, jak poruszać. Słowem była to opiekunka macierzyńskiego serca. W początku drugiego aktu stała razem z Dawisonem przy drzwiach gabinetu, młody chłopak chciał pośpieszyć z wyjściem, skorotylko kurtyna zaczęła się podnosić.
— Czekaj pan — odezwała się Halpertowa — aż zasłona całkiem się uniesie do góry, jeszcze trochę, — teraz — wychodź!!
Drugi akt więźnia poszedł znacznie lepiéj. Kilka razy dano Dawisonowi brawo!
Stał się potém śmielszym. Z końca drugiego aktu, gdzie Gustaw raniony wydziera się ku omdłałéj Wiktoryi i pada u jéj nóg bez zmysłów, był najbardziéj zadowolonym. Widzowie powiadali że trzeci akt poszedł lepiéj jeszcze, kilka głośnych a zgodnych — brawo słyszeć się dało i zeelektryzowało artystę... Było i kilka omyłek — niestety! zacna Halpertowa ratowała...
„Byłem daleko śmielszy — powiadał Dawison — w niektórych miejscach, zapominałem zupełnie, żem się przed publicznością znajdował. Kurtyna zapada nareszcie — podniosłem się z lekkiém serca biciem.“
Już wychodził za kulisy, gdy ze sceny dało się słyszeć wołanie, — Dawison! Dawison! Pani Halpertowa odzywa się do niego: — Wyjdźże pan, wychodź! — Zawahał się zmieszany. W tém wołanie powtórzono znowu, popchnięto go, by wyszedł. Skłonił się skromnie i uciekł do garderoby.
Nie szczędzono mu pochwał w ogóle, a że sam, jak mówił, nie był zadowolony z siebie, ubrał się i wysunął z teatru. Tu na niego czekali przyjaciele: Eilenbaum, Hernisz i inni, a daléj z powinszowaniami. Rodzice, bracia, siostry poczęli się cisnąć, aby go ucałować i ucieszyć się z nim razem. Dawisonowi łzy szczęścia popłynęły z oczu...
Na pierwsze pytania odpowiadał tylko rozczulonemi wyrazy wdzięczności dla pani Halpertowéj.
— A! jakże kocham panią Halpertową! — wołał do otaczających — jakże uwielbiam talent jéj i dobroć! O! gdybym kiedy w życiu miał zręczność jéj odsłużyć! to jedyne serca mojego pragnienie...