Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No204 4C.jpg

Ta strona została skorygowana.

nie uczyniłem, a oni czyhają na moją zgubę... Czego chce ten Jasiński ode mnie?
Po kilku chwilach przerwała się nareszcie ta przykra dla obu rozmowa, którą Dawison powtórzył w swoich notatkach. Z boku dowiedział się późniéj, iż ktoś zapytał Komorowskiego: dla czego tylko z jednym Dawisonem przestaje? — Odparł na to porywczo: — Bo jego jednego najgodniejszym sądzę przyjaźni...
Obraził tém wszystkich artystów, którzy bardziéj jeszcze na niego powstawać zaczęli, bij — zabij. — Tegoż dnia uśmiechnęło się Dawisonowi szczęście, bo w jego położeniu i to się szczęściem nazwać mogło: odebrał bilecik od p. Gustawa Landaua, w którym mu donosił, że p. Józef E. po namyśle, uznał właściwém udzielić mu małéj pożyczki. Pobiegł więc do kantoru i otrzymał obietnicę, iż się ten interes jutro załatwi.
W istocie nie załatwił się w ten sposób, jak był zapowiedziany. P. Józef E. powiedział tylko, iż słyszał o zbieraniu składki dla ułatwienia występu Dawisonowi, i mruknął, że się zapewne do niéj przyczyni. Jakoż Kleinadler doniósł, iż do wysokości stu złotych polskich wspaniałomyślność swą podniósł.
Oczekując na debiut, Dawison bywał u znajomych w kilku domach, gdzie go dobrze przyjmowano. O drugiém wystąpieniu nic dowiedzić się pewnego nie mógł jeszcze. Przypomniał się o to Kudliczowi, ale ten opryskliwie powtórzył mu to co pierwszym razem, iż Robert Dyabeł jest rzeczą daleko ważniejszą, a wszyscy nim tak zajęci, iż przed wystawieniem jego ani myśleć o tém...
Kudlicz był bardzo dobrym człowiekiem, złe miał to do siebie, że zawsze się wydawał zagniewanym, burczał, zżymał się, śmiać się począł i to całą gębą. Dawison kochał go całém sercem.
Dnia 18-go grudnia, spotkawszy się z Dmuszewskim, Dawison ponowił przed nim prośbę swoją.
— A no — rzekł po namyśle, — w piątek ma być Księżna i paź, można zmienić na Męża ż żonę. Ale uwiadomże waćpan o tém niezwłocznie Kudlicza i panią Halpertową.