Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No206 3C.jpg

Ta strona została skorygowana.

go postępowanie témbardziéj było niewytłómaczone, iż Dawison go nie znał, nigdy z nim w życiu nie mówił, a choć komik patrzał na niego dziwnie złośliwie, z ukosa, wcale tego nie brał do siebie. Zażyłość wielka z Jasińskim, z którym byli jak Kastor i Pollux, nieco to tłómaczyła. Nazajutrz, nazajutr... myślał tylko — co też Kuryer napisze?? Dawison pobiegł sam do drukarni, kupił numer mokry jeszcze, przerzucił go od deski do deski i znalazł tylko, z bolem serca, te słowa: — „Wczoraj po Mężu i Zonie, po trzykroć przywołano panią Halpertową.“
O nieszczęśliwym debiutancie, milczenie. Ani nawet, że został przywołany. Po wczorajszym koncepcie Panczykowskiego miało to pewne znaczenie, i nie dziw, że Dawison bardzo wziął do serca umyślne przemilczenie.
Zgryziony, smutny, poszedł do Kudlicza.
— Na miłość Boga — odezwał się do niego, — powiedz mi pan otwarcie, co pan sądzisz o widowisku wczorajszém? Czy gorzéj było niż na próbie?
— Nie było gorzéj niż na próbach — odezwał się sucho Kudlicz. — Deklamacya, która w tego rodzaju komedyach najwięcéj znaczy, była dobra, bardzo dobra. Zarzucają ci, że nie masz maniery salonowéj, ale to z czasem się wyrobi, tego od razu mieć nie mogłeś. Były może niektóre uchybienia, były miejsca, które lepiéj mogły być pojęte i oddane, lecz to i dojrzałemu aktorowi przebaczyć można, gdy nie zawsze jest sobie równy. Niech tylko każdy debiutant tak jak ty wystąpi, a może być o siebie spokojnym. W ogólności powiedzieć ci mogę raz jeszcze: — było dobrze, i każdy sędzia bezstronny powtórzy to za mną. Publiczność była rozdwojoną, były partye; najbardziéj dokazywali ci, którzy chcą, aby