Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No206 4C.jpg

Ta strona została skorygowana.

Halpertowéj zawsze cały tryumf należał. Nie zważaj na to, idź pan swoją drogą, pracuj ciągle, a wcale się tém nie zrażaj.
— Ale, patrz pan — rzekł Dawison, dobywając Kuryera, — Kuryer ani słowa nie wspomniał.
— A! bo Dmuszewski tchórz — odparł Kudlicz, — obawiał się narazić sobie jedną lub drugą stronę i wykręcił się milczeniem.
— Piękny mi sędzia — zawołał Dawison, — który lęka się, by stronnictwa jakiego łask nie stracić! Dosyć już i tego, że Kuryer u nas jest w sprawach teatru wyrocznią delficką. Każdy czeka, co Kuryer napisze, a postrzegłszy, że wspomnieć nie raczył, powie: Zapewne uznał, iż pisać nie było warto...
— Ale, ale — przerwał Kudlicz, starając się uchodzić rozjątrronego, — nie sądź, żeby tak źle było. Są ludzie uczciwi, bezstronni i własne mający zdanie, ci sprawiedliwość oddadzą.
Dawison z bolem dodał jeszcze koncept Panczykowskiego.
— I, to chłop, gbur, — zawołał Kudlicz — Może ci zazdrości talentu, chociaż mu na drodze nie stoisz. Z tém wszystkiém przemilczeć tego niemożna — dodał. — Idź do Dmuszewskiego i do Kossa (bo Koss gotów się gniewać, że mu o tém nie powiesz), powiedz wprost: Dyrekcya mnie przyjęła, nie powinna dozwolić szykanować publicznie.
— Ja — odezwał się Dawison — mam i bez tego przeciwników wielu, którym każdy pozór dobry, by mi szkodzili, godziż się, aby artysta, kollega, naprowadzał publiczność na wyśmiewanie młodego, występującego?...
— Idź więc — dodał Kudlicz — i proś, aby za to Panczykowskiego skarcono; niezawodnie to uczynią.