Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No208 1C.jpg

Ta strona została skorygowana.

Kudlicz miał sam żal do Panczykowskiego...
— Tak, tak — gderał jeszcze, — to niewdzięczny człowiek; winien mi wszystko, ja go postawiłem na nogi, a on mi późniéj za to największe powiedział grubijaństwo. Umie grać chłopa i Żyda, a sądzi się wielkim artystą. Odebrać mu te dwa rodzaje, nic nie zostanie. Widzieliśmy, jak popsuł sztukę Dwaj Klinsbergowie.
Dawison, z natury wraźliwy, płakał, tak był boleśnie dotknięty. Zdawało mu się, że cała jego przyszłość była złamaną.
— Ale nie — odezwał się w końcu do milczącego Kudlicza, okazującego mu współczucie — nie, będę tém gorliwiéj, tém zajadléj pracował, ażeby pognębić prześladowców.
— Bardzo dobrze — rzekł Kudlicz, — to jedyny sposób: odbierz im wszelki pretekst powstawania przeciw sobie. Dopóki ci coś zarzucić mogą, nieprzyjaźń ich objawiać się może; późniéj, muszą zamilknąć.
— Wlałeś pan we mnie nową otuchę i nadzieję! — dziękował Dawison. Z uczuciem szacunku i wdzięczności pocałował go biedny w ramię i odszedł.
Spotkał się późniéj z Dmuszewskim. Redaktor Kuryera był zakłopotany.
— Nie napisałem nic — przebąknął — tak, to prawda, ale niech ci powiedzą wszyscy, jeślim cię na głos nie chwalił,
— A dla czegoż pan nie chciałeś publicznie mi dać dobrego słowa?
— Widzisz, moje serce — rzekł Dmuszewski, — ja, ja jestem wielki filantrop, i wielki