Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No210 6C.jpg

Ta strona została skorygowana.

że żadnego jéj wystąpienia nie opuści. Zapał warszawskiéj publiczności nie znał granic. Przywoływano ją po drugim i trzecim akcie nieskończenie. Dawison po raz pierwszy uczynił sobie z tego doświadczenia wyczepniętą uwagę, iż Taglioni, jak każde zjawisko charakterystyczne, potrzebowała być widzianą kilkakroć, aby mogła być ocenioną.
Około pierwszego kwietnia dyrekcya oznajmiła Dawisonowi, że ma grać powtórnie w Dwóch więźniach z galer tę samą rolę, w któréj pierwszy raz w życiu ukazał się przed publicznością. Między obu wystąpieniami wielka była różnica. Sam artysta czuł ją najlepiéj. Za pierwszym razem drżał jak liść, był jeszcze dziecięciem na scenie; teraz nieporównanie śmielszy, pewniejszy, mógł myśleć o sobie, zwracać uwagę na ruchy, starać się unikać błędów, które mu zarzucano.
Jak zwykle tak i teraz starał się wybadać opinię, aby z uwag korzystać; wszyscy zgadzali się na to, że grał lepiéj niż pierwszym razem. Rola wszakże jemu samemu wydała się niewdzięczną, i dziwił się, jak mógł ją wybrać na pierwsze wystąpienie. W końcu kilka tylko głosów wywołało go. Teatr tego dnia był dosyć pusty, bo Taglioni i koncert o południu na dotkniętych powodzią wysuszył kieszenie i odebrał ochotę. Dawison wyprowadził tylko Halpertową. Ku końcowi tego miesiąca, pomimo objętych obowiązków redaktorskich przy Gwozdeckim, wystąpił jeszcze w Pięknéj maseczce, do któréj od dawna, jak widzieliśmy, był przygotowany; w roli barona Sternhelm’a. Strój nadewszystko nic nie zostawiał do życzenia, miał go sobie użyczonym od wdowy po Piaseckim, wyglądał powierzchownie lepiéj niż w innych dotąd odgrywanych rolach. Powiodło się bardzo szczęśliwie. Wszyscy zauważali znaczną poprawę w ruchach, ganiono tylko często za prędką i mało zrozumiałą mowę... Bogusławski jednak powiedział mu, że brakło ognia i żywości. Dawison upatrywał w tém, nie bez przyczyny, sąd nieco kolleżeński. Sam o sobie mówił, że się czuł śmiałym i kilka scen odegrał prawie jak stary aktor. Przywołano go po pani Halpertowéj i Żółkowskim. Pani Halpertowa była, zdaniem jego, nieporównaną tego wieczora, pełną naturalności i wdzięku w każdém słówku, a nawet wydawała się dziwnie jeszcze piękną! Duże jéj i ogniste o-