Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No215 3C.jpg

Ta strona została skorygowana.

często musi uśmiechać, połykając łzy krwawe...
Nie wiedział już — jak mówił — kiedy i jak sztuka odegrana została. Ubrał się co najprędzéj, wybiegł bez tchu, lecąc do domu rodziców. Tu spotkał go najokropniejszy widok. Na kanapie leżała rozciągnięta matka, izba pełna ludzi, chirurg obwiązywał nogę. Stanął nad nią i długo nie mógł przemówić słowa. Staruszka leżała bardzo spokojnie, odzywając się do niego najczulszemi wyrazy. Odszedłszy dopiero do drugiego pokoju, obfitemi łzami zaczął płakać, i nie otarł ich, aż powrotu jego zażądała. Biedna kobieta przed niedawnym bardzo czasem miała złamaną rękę, teraz znowu w najokropniejszy sposób się potłukła. Noga jedna była złamana, prawa ręka najokropniéj stłuczona, zdawało się, że i w ramieniu jedném kości musiały być pogruchotane; biodra, kolana były zbite, druga ręka podobnie, a szczęka rozłupana tak, że zęby się w niéj chwiały. Opatrzono ją wśród męczarni i ostrożnie przeniesiono na łóżko. Syn pozostał przy niéj. Około dziesiątéj zaczęła usypiać — nie odszedł, aż dopóki Natan nie przybył go gwałtem wymieniać. Dawison, który od pracy uwolnić się nie mógł nawet taką boleścią, zawlókł się do domu, prosząc Boga, aby mu tę ukochaną ocalił.
„Gdybym żył najdłużéj, mówił późniéj, krzyk jéj i wołanie: Ratujcie! i głos ten nigdy mi nie wyjdzie z pamięci.“
Nazajutrz biedna pokaleczona płakała, cierpiała mocno. Los téj kobiety ze wszech miar był nieszczęśliwy; skazaną była na ofiary i cierpienia nieustanne. Całą pociechą dla niéj były pozostałe dzieci.
Dawison poszedł do dra Le Bruna, prosząc, aby ją odwiedził, przyrzekł mu to chętnie. Miał być zaraz, tegoż dnia.
W domu choréj brakło wszystkiego; Bogumił musiał grosza dostać, aby nim się podzielić, a ten nie przychodził mu łatwo, ani nawet sam sobie mógł starczyć. Całym celem jego zabiegów było los spokojny téj biednéj