Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No215 4C.jpg

Ta strona została skorygowana.

matce kochanéj zapewnić. „Ach! czegożbym nie oddał, pisał nazajutrz w notatkach swoich, gdybym mógł matce, mojéj biednéj, dobréj matce, byt nietroskliwy na stare lata zapewnić. A! czuję to, jak nieszczęśliwym jest czasem ubogi. Postanawiam przynajmniéj ile możności zawsze jéj życie osładzać i choć chwilowe przynosić szczęście, jeśli już trwałego mieć nie może.“
Pogłoska o podwyższeniu pensyi Dawisononowi okazała się fałszywą i przedwczesną; Koss dopiero za kilka miesięcy przyrzekł mu się o to postarać.
Dnia 22-go sierpnia Dawison grał rolę w Godzinie małżeństwa; Kudlicz, z którym dawno nie mówił, był, jak zwykle, w serdecznie gderliwym humorze i wpadł na niego z góry.
— Pan mnie słuchać nie chcesz! tyle razy ostrzegałem waćpana mów powoli! nie, trzepiesz, trzepiesz, mielesz, w grze i mowie nie znać rozwagi i zastanowienia. Ręce latają jak cepy, nie możesz ustać na miejscu, słowa nie powiesz bez ruchu, gestykulacya uprzykrzona. Ja waćpanu więcéj i słowa nie powiem, bo to się na nic nie zdało, kiedy słuchać mnie nie masz ochoty.
Od kogo innego wydałoby się to może napaścią, w ustach poczciwego Kudlicza miało znaczenie i wagę. Dawison szanował go i kochał, i przyjął z wdzięcznością ojcowskie jego rady. Postanowił przed wystąpieniem prosić go o wysłuchanie roli.
Ostatnie role Dawisona wypadły wszakże wcale dobrze i postęp był widoczny.
Matka, nad wszelkie spodziewanie, przychodziła szybko do zdrowia. Chirurg Bernatowicz, który ją opatrywał i odwiedzał dwa razy na dzień, sam był tém zdziwiony. Wkrótce mogła już siedzieć na łóżku, boleści się zmniejszały — na nodze tylko musiała dłużéj zatrzymać bandaże. Dawison mówił, że anioł jakiś czuwać nad nią musiał w chwili strasznego upadku.