Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No216 1C.jpg

Ta strona została skorygowana.

Pomimo wcale szczęśliwych początków na scenie, życzliwości dyrektorów i uznania talentu, następne miesiące przebył Dawison w zupełnéj prawie bezczynności; zapominano o nim, pomijano go, nie mógł się doczekać roli. Gorąco pragnąc kształcić się i pracować, nie miał do tego najmniejszéj zręczności. Ta bezczynność ciążyła mu nad wyraz. Jeśli nawet dostał rolę, była ona podrzędną i nic nie znaczącą. Skazany na takie wegetowanie, artysta chciwy czynu, namiętny, czuł się nad wyraz nieszczęśliwym. Rozumiał to dobrze, iż w początku zawodu zardzewieć tak łatwo i zrezygnowanemu pozostać na zawsze w sferze tych utilités, mierności teatralnych, które się zużytkowują, któremi się posługuje, ale one żadnéj nie mają przyszłości przed sobą. Dawison w téj sferze skazanych na nicość pozostać nie mógł. Wolał cierpieć i walczyć niż usypiać w takiém odrętwieniu. Trzeba było coś radzić, a w Warszawie rada była nadzwyczaj trudną, zbyt wiele przeszkód musiał łamać, a po za niemi były takie, których wola młodego człowieka skruszyć nie była w stanie. Właśnie w chwili, gdy zniechęcony zastanawiał się, co mu czynić wypadało, przybył do Warszawy dyrektor teatru wileńskiego Szmidkoff. Poznał się on z Dawisonem i podał mu myśl przejścia do jego towarzystwa. Widoki były bardzo świetne. Dawison mógł być czynnym. Nadzieja pracy, sławy, wykształcenia objęła, jak mówił, całą jego duszę. Korzyści materyalnych trudno się tam było spodziewać, moralne upatrywał wiel-