Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No220 2C.jpg

Ta strona została skorygowana.

pewniał go, że bohaterką była pewna pani generałowa. Dawison był u niéj z powodu benefisu, przyjęła go bardzo grzecznie, rozmawiała z kwadrans po francuzku, ale o maskaradzie mowy nie było. Ciekawość była do wysokiego stopnia podniecona, ale zresztą, mało go to wszystko obchodziło. Schmidkoff zaręczał, że się to wykryć musi, ruszał ramionami i śmiał się.
Benefis po podziale i obliczeniu przewyżek wyniósł na część Dawisona tysiąc kilkaset złotych (200 kilkanaście rubli). Z tego popłaciwszy długi, siedmset dał Dawison — niestety! — do schowania Schmidkoff’owi. Było to pierwsze ziarno na podróż za granicę.
Nieznajoma wielbicielka nie przestawała nudzić Dawisona niedorzecznemi listami, na które jednak sama grzeczność odpisywać kazała. Usiłował przeniknąć tajemnicę, domyślić się kto była, ale dotąd napróżno. Korrespondencya przez garderobianą, znać dobrze do tego kunsztu wdrożoną, nie dawała spoczynku, wonne bileciki latały.
Dawison różne sobie tworzył plany przyszłości, Warszawa uśmiechała mu się jako rodzina, ale teatr przerażał. Z kilkaset złotemi, które miał u Szmidkoff’a chciał się udać do Pruss, najprzód może do Królewca; tą już myślał wystąpić na niemieckiéj scenie. Pociągała go ona ku sobie łatwością wykształcenia i postąpienia w swym zawodzie. Ztamtąd chciał jechać daléj, daléj w świat, widzieć znakomitych artystów i pójść z nimi w zapasy. Z odwagą młodzieńczą czuł w sobie siłę po temu. Z pod warszawskiéj dyrekcyi, raz się tam na powrot dostawszy, trudno już wyrwać się było w artystyczną podróż, któréj tak bardzo pragnął. Ona była jego marzeniem, celem — począł więc w listach przygotowywać rodziców do tego, by się rychłego nie spodziewali powrotu. Tymczasem nieznajoma, osypująca go maleńkiemi prezencikami, zawsze jeszcze niewidoma, tajemnicza, przypominała się ciągle. Nie była to jednak ani owa maseczka z reduty, ani pani generałowa, którą posądzano.
W kwietniu przyjechał do Wilna Aszperger, i zobaczywszy Dawisona, zaproponował mu, czyby nie życzył sobie z jego towarzystwem