rybak zachwycił publiczność, obudził uniesienie. Gdy Dawison ukazał się na Scenie jako rybak, powitało go długie, rozgłośne brawo, powtarzające się po każdéj scenie, po każdéj śpiewce. Przywołany w końcu, Dawison przemówił słów kilka do publiczności, oświadczając jéj wdzięczność za przyjęcie względne, jakiego doznał od niéj, żal rozstania i nadzieję — powrotu!...
Wołania: — Dziękujemy i dziękujemy! brzmiały długo, gdy, wśród nich, fenomen wcale na teraźniejsze czasy osobliwy, patryarchalne teatru początki przypominający, po nad głowy widzów leci sakiewka i pada u nóg benefisanta. Zamiast laurowego wieńca, ktoś w bardzo pięknym woreczku rzucił mu uniesiony co miał: piętnaście rubli w złocie i monecie. Nie była to przygotowana składka, ale dar człowieka, który chciał okazać współczucie dla artysty. Niewiadomo było, kto rzucił sakiewkę. powiadano wszakże, iż padła z rąk M. Malinowskiego. Dawison, którego ofiara zarumieniła i skłopotała, nie mógł jednak nie być wdzięcznym za uczucie, które ją wywołało. Mógł się też przekonać, że zostawiał tu po sobie żal szczery i że poczciwe serca pozyskał. Gdy objeżdżał przyjaciół sceny z benefisem, miał tego tysiączne dowody. Powtarzali mu wszyscy aż do znudzenia, iż dla niego jednego chodzili do teatru, i że późniéj nie będą mieli ochoty tam zaglądać. Z całéj téj podróży Dawison wiele skorzystał jako artysta, jako człowiek.
Przez półtora roku pobytu, musiał myśleć, pracować samoistnie, kształcić się i nabywać wprawy a czucia, które tylko doświadczenie dać może. Nie miał tu prawie nieprzyjaciół, i przeciwnych nawet z razu pozyskać obie potrafił.
Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No223 4C.jpg
Ta strona została skorygowana.