Strona:PL JI Kraszewski Dawisona pierwsze lata w zawodzie dramatycznym Gazeta Warszawska 1888 No240 3C.jpg

Ta strona została skorygowana.

roli Gryzeldy. Wrażenie, jakie na nim uczyniła grą swoją, było nadzwyczajne, dochodziło ono do egzaltacyi. Po trzecim akcie cały spłakany, Dawisou poszedł do niéj za kulisy.
— Dzisiejszy wieczór — odezwał się, — jest stanowczy dla mojego życia całego; od dziś dnia całą pracę, wszystkie siły chcę poświęcić, abym panią naśladował i poszedł za jéj przykładem.
— A! — rzekła pani Rettich — pan jeszcze jesteś tak egzaltowany dla sztuki?
— Ale któżby u Boga — zawołał Dawison — nie wyegzaltował się widząc panią?
Mówił na pół ze łzami. Pani Rettich popatrzała na niego.
— A ja dziś — odezwała się — niezupełnie byłam z siebie zadowolona. I po chwili dodała: — Musi być jeszcze lepiéj.
— Może być, łaskawa pani — odpowiedział Dawison, — bo sztuka jest nieskończonością, ale dziś ja nad to, cośmy widzieli i słyszeli, nic wyższego marzyć nawet nie umiem.
„Widok téj wielkości nie pozbawia mnie odwagi, — pisze: — jak Correggio przed obrazem Rafaela, korząc się przed nigdy nie przeczuwaną wielkością, uwielbiam ją, ale wołam: Auch io son pittore!“
Pomimo wielu powodzeń i dosyć świetnych warunków kontraktu zawartego z hr. Skarbkiem, który się bardzo umiał poznać na Dawisonie, mimo wielu przyjaciół i wielbicieli talentu, miał też Dawison wiele do zniesienia.
Znaleźli się, jak zawsze, zawistni, nie chcieli mu przebaczyć zdolności, pracowitości, siły i tego, że Skarbek w kontrakcie zobowiązał go do pomocy w reżysseryi Kamińskiemu, co mu nad starszymi artystami pewną zwierzchność dawało. Między kollegami znaleźli się prześladowcy, a w pismach peryodycznych niejedno ostre słówko było wymierzane przeciw niemu. Bolało go to niesłychanie.